wtorek, 4 sierpnia 2020

Urywki z wakacji cz. 2

Lily mocno zmieszana i lekko niepewnym krokiem weszła na teren posiadłości państw Potterów. Zanim podbiegł do niej James zdążyła zauważyć, że do dosyć sporego domu przylegał piękny i bardzo zadbany ogród. Chłopak z szerokim uśmiechem podszedł do niej i przytulił ją do siebie z całej siły.

- Na pewno nikogo tutaj nie ma? - zapytała zmieszana, gdy już wypuścił ją z objęć. Mimo że nasłuchała się samych pozytywnych rzeczy o jego rodzicach czuła niepokój na myśl, że miałaby ich poznać.

James roześmiał się.

- Nie skazywałbym cię tak szybko na spotkanie z moimi rodzicami. Ale czy to naprawdę ma być pierwsze zdanie, które do mnie mówisz po dwóch tygodniach niewidzenia się? - zapytał mrużąc oczy, jednak uśmiech nie schodził mu z twarzy.

Lily w końcu oprzytomniała.

- Och, tęskniłam za tobą tak bardzo! Przez całe czternaście długich dni - odparła natychmiast, czując jak na jego widok wraca jej pewność siebie. Dopiero teraz w pełni zdała sobie sprawę z tego, że czeka ich kilkanaście dni spędzonych ze sobą. Uśmiechnęła się w końcu i ponownie wtuliła w jego ramiona.

*

- A tutaj jest salon - wskazał ręką na przytulne pomieszczenie z kominkiem. Lily rozejrzała się dokładnie naokoło siebie. Cały dom był uporządkowany, nie było w nim zbyt wielu niepotrzebnych gratów, ale jednocześnie była zachowana ciepła i rodzinna atmosfera. Gdzieniegdzie porozstawiane były rzeczy przypominające pamiątki z wakacji i kilka ramek ze zdjęciami. Lily sięgnęła po stojącą najbliżej, która jak się okazało przedstawiała Jamesa na malutkiej miotle wznoszącego się kilka stóp nad ziemią obok którego stał wysoki ciemnowłosy mężczyzna w okularach, który, jak się domyśliła, był jego ojcem.

- To stąd te twoje zdolności? Nauka latania od małego? - zapytała.

James spojrzał na zdjęcie trochę zmieszany i ręką odruchowo zmierzwił sobie włosy.

- Taak, tata narobił sobie trochę kłopotów, jak zaraz po zrobieniu tego zdjęcia odleciałem za wysoko i nie chciałem wrócić na ziemię.

Lily zaśmiała się wyobrażając sobie to zdarzenie i ostrożnie odłożyła zdjęcie z powrotem na półkę.

- No dobrze, wszystko pięknie, ale gdzie się chowa Syriusz? - zapytała.

James lekko się skrzywił i oparł plecami o ścianę.

- Chyba mu doradziłem coś pochopnie i aktualnie go tutaj nie ma... - zaczął niechętnie.

Lily spojrzała na niego pytającym wzrokiem.

- To ja się rozpakuję, a ty mi zaraz wszystko opowiesz.

*

Lily przyjęła historię o Syriuszu dosyć spokojnie. Nie była pewna, czy ich przyjaciele poradzą sobie z odmiennością swoich charakterów, ale chciała, żeby zrobili wszystko co się da, zanim całkowicie odpuszczą. Zauważyła jednak, że James jest tym mocno strapiony i gdy w końcu po rozpakowaniu się i najedzeniu posiłkiem, który zdążyła zostawić dla nich pani Potter usiedli razem na werandzie odważyła się zapytać czego chłopak tak bardzo się obawia.

- Po prostu martwię się o niego. Zanim się dowiemy, co się u niego dzieje może minąć trochę czasu. Zresztą nie zdziwię się, jak w końcu wyjedzie gdzieś daleko i da znać, że żyje dopiero po wakacjach - skrzywił się na samą myśl.

- Skąd taki pomysł? A nawet jeśli by tak zrobił to przecież wiesz, że Syriusz da sobie radę w każdych okolicznościach - usiadła obok niego i położyła rękę na jego ramieniu.

- Mam wrażenie, że odkąd jesteśmy razem jeszcze bardziej się w sobie zamknął. I zaczął za dużo myśleć na ten temat, bo ciągle sobie wyrzuca, że nie potrafi być dobrym chłopakiem dla Amy. - kontynuował.

Lily westchnęła.

- On jest dobrym chłopakiem, tylko okazuje to w inny sposób, niż ona oczekuje - powiedziała, ale James nie drążył dalej tego tematu, tylko patrzył w zamyśleniu prosto przed siebie.

Spojrzała na niego uważnie i przysunęła się jeszcze bliżej, żeby spojrzeć mu w oczy.

- Dziwnie jest widzieć się zmartwionego - orzekła. - Mam pewien pomysł. Musisz sobie zrobić relaksujący dzień.

- Na czym miałby on polegać? - spojrzał na nią lekko zaniepokojony.

- Moja mama musiała sobie radzić bez magii z różnymi zmartwieniami na które nie miała większego wpływu, więc nauczyła mnie paru sztuczek, które mogą ci się przydać.

James popatrzył na nią niepewnie.

- No nie wiem, Lily...

- Och daj spokój, od razu poczujesz się lepiej. Weź duży koc i chodź za mną.

Odwróciła się i nie czekając na niego zeszła szybko z werandy i ruszyła w kierunku ogrodu.

James pokręcił głową, ale w końcu wstał, zabrał koc tak jak prosiła i ruszył za nią.

- Tutaj będzie dobrze, słońce nie będzie nas tak bardzo razić - powiedziała wskazując na małą polankę pośrodku ogrodu do której przylegało wielkie drzewo, którego liście miały bliżej nieokreślony różowawy poblask.

- A teraz połóż się koło mnie i zamknij oczy.

Dziewczyna ułożyła się na plecach i wskazała mu miejsce, a James po chwili konsternacji ułożył się tuż obok niej.

- Zamknij oczy! - powiedziała głośniej i sprawdziła, czy jej posłuchał, po czym wróciła do poprzedniej pozycji i złapała go za rękę.

- No dobrze, a teraz uważnie mnie słuchaj. Postaraj się nie myśleć o niczym innym, poza moim głosem.

- No nie wiem Lily, to trochę dziw... - zaczął mówić ponownie otwierając oczy.

- Cicho! - fuknęła znowu - Po prostu spróbuj, to naprawdę ci pomoże.

James stłumił śmiech wywołany jej oburzeniem i posłusznie zamknął oczy postanawiając zrobić wszystko, o co Lily go poprosi.

Dziewczyna chwilę milczała, po czym bardzo spokojnym głosem zaczęła mówić.

- A teraz weź bardzo głęboki wdech... i wydech. Razem ze mną. Wdech... wydech...

Czuł lekki uścisk jej dłoni i niemalże słyszał, jak jej klatka piersiowa miarowo podnosi się i opada. Skupił się całkowicie na tej ręce i głosie, którego nie słyszał tak długo, że uspokajał go sam jego dźwięk.

- Rozluźnij się. Całe ciało. I nie myśl o niczym innym poza tym, jak na tym słońcu jest przyjemnie.

Po kilkunastu minutach leżenia w ciszy i skupiania się na oddechu Lily poprosiła go, żeby otworzył oczy. Dopiero wtedy zorientował się, że jego obolałe dotychczas i spięte mięśnie naprawdę się rozluźniły, a nawet zrobił się nieco senny. Dawno nie czuł się tak błogo - wydawało mu się, że leżenie w słońcu na puchatym kocu obok Lily to jedyne, co mógłby już robić do końca życia.

- I jak? - zapytała w końcu.

Odwrócił powolnie głowę w jej kierunku.

- Dobrze - wymruczał mrużąc oczy.

- No widzisz, mówiłam ci - odparła uśmiechając się. - A teraz wracamy do rzeczywistości - dodała i zaskakująco energicznie podniosła plecy z ziemi i usiadła. Chłopak po chwili zrobił to samo.

- Muszę przyznać, że to faktycznie ciekawy zamiennik magii - stwierdził rozprostowując ramiona. - to trzymanie się za ręce też coś daje? Pojawia się dobra energia, jakby to ujęła profesor Trelawney? - uśmiechnął się przekornie.

- Och nie wiem, to taka innowacja wprowadzona przeze mnie, żeby móc mieć cię cały czas pod ręką - odparła zabawnie przechylając głowę. James roześmiał się, objął ją ramionami i przyciągnął do siebie tak gwałtownie, że znowu wylądował na plecach, a Lily na nim. Dziewczyna również śmiejąc się ostrożnie zdjęła mu okulary, ale niewiele to zmieniło, bo przez słońce święcące mu prosto w oczy i tak widział tylko zarys jej twarzy.

Palcem przejechał po jej policzku, a potem szyi, co sprawiło, że mruknęła cicho. Nachyliła się, żeby go pocałować, długo i powolnie.

- Nie martw się niczym przez najbliższy tydzień, proszę - powiedziała odrywając się od niego - A potem jakoś sobie ze wszystkim poradzimy. Nawet z problemami naszych przyjaciół. - dodała.

- Nie wiem, co to za magia, ale wierzę we wszystko, co mówisz - odparł szczerze czując jak ponownie wraca do niego uczucie błogości i spokoju.

*

Lily wyszła spod prysznica i nałożyła na jeszcze nieco wilgotne ciało koszulkę Jamesa. Przejrzała się sobie w lustrze i lekko poprawiła włosy. Sięgnęła po gumkę, ale szybko cofnęła rękę przypominając sobie, że chłopak najbardziej lubi, gdy są rozpuszczone i lekko opadają na jej ramiona. Uśmiechnęła się do siebie po czym wyszła z łazienki i skierowała się do pokoju.

Siedział przy oknie łapiąc ostatnie promienie słońca, ale gdy tylko weszła natychmiast odwrócił się w jej kierunku. Nie ruszył się jednak, a zamiast tego powolnie przesunął wzrokiem po jej całym ciele nie ukrywając, że dokładnie się jej przygląda.

- Zapomniałaś koszulki nocnej? - zapytał zaczepnie zerkając na górę jej ciała. Jego koszulka pod wpływem wody przylegała dość mocno do jej ciała i widocznie podkreśliła fakt, że dziewczyna nic pod nią nie ma. To spostrzeżenie sprawiło, że przez całe jego ciało przeszedł przyjemny dreszcz.

- Nie zapomniałam, po prostu lubię twoje koszulki - odparła udając, że nie widzi jego pożądliwej miny i podeszła do niego powoli, zbliżając się na tyle, by móc opleść dłońmi jego kark. Musiała lekko wspiąć się na palce, żeby być w stanie pocałować go w usta.

- Co jeszcze lubisz? - zapytał obejmując ją w pasie i przysuwając jeszcze bliżej siebie.

- Ciebie. W koszulce. I bez - odparła wymownie i ostrożnie zaczęła podciągać jego koszulę cały czas patrząc mu w oczy.

James nie przestając się uśmiechać uniósł lekko ręce, żeby ułatwić jej to zadanie, a jej zimne i wilgotne dłonie muskające jego ciało sprawiły, że serce natychmiast zaczęło mu mocniej bić.

Lily zauważyła to i gdy tylko udało jej się ściągnąć z niego ubranie do końca zaczęła wodzić palcami po jego nagim torsie. Robiąc to przyglądała mu się z bliska bardzo dokładnie stwierdzając po raz kolejny, że jest niezwykle przystojny.

- Hej, chyba się zapatrzyłaś - powiedział w końcu James szczerząc się do niej.

Natychmiast oderwała rękę od jego ciała powstrzymując śmiech.

- Ale nie przestawaj - mruknął i w końcu sam przyciągnął ją do siebie i zaczął całować po szyi wiedząc dobrze, że to jedno z najbardziej wrażliwych miejsc na jej ciele. Zgodnie z jego przewidywaniami Lily westchnęła cicho i odchyliła się nieco całkowicie poddając się jego dotykowi i dłoniom, które zaczęły powolnie wędrować po jej ciele.

James po tak długiej nieobecności miał ochotę jak najszybciej zedrzeć z niej ubranie i rzucić na łóżko, ale z drugiej strony chciał przeciągać ten moment w nieskończoność, dlatego z trudem stłumił w sobie to pragnienie.

- To chyba nie należy do ciebie - powiedział i zaczął bardzo powolnie ściągać z niej górę ubrania odkrywając nagie ciało dziewczyny. Zarumieniła się lekko, gdy lustrował ją wzrokiem, ale nie ruszyła się z miejsca. Spojrzenie Jamesa pełne pewności siebie i pragnienia wprawiało ją w dziwny stan, w którym lekkie zawstydzenie mieszało się z poczuciem, że pozwoliłaby mu w tym momencie na wszystko, czego by od niej chciał. W końcu spojrzał w jej oczy.

- Lily, jesteś taka piękna - nie dając jej nic odpowiedzieć wpił się mocno ustami w jej usta, zaczął je zachłannie i z utęsknieniem całować. W końcu po tylu tygodniach czekania mieli czas tylko dla siebie, a na dodatek absolutnie nikt nie mógł im w tym momencie przeszkodzić.

*

Amy po dwóch tygodniach spędzonych ze swoim rodzeństwem i ojcem czuła się niesłychanie zmęczona. Opiekunka, która im czasem pomagała wzięła sobie wolne, więc na dziewczynie spoczęła odpowiedzialność za cały dom. Wiedziała, że tata pomaga jej jak tylko może, ale zrobienie obiadu dla tylu osób było zdecydowanie czymś, co przerastało jego możliwości. Dziewczyna pilnowała wielkiego garnka zupy, a buchająca z niego para spowodowała, że jej policzki były zaróżowione jeszcze bardziej niż zwykle. Włosy związała niedbale w kitkę na czubku głowy, a na spodniach miała plamę po farbkach, którymi przed chwilą bawiła się z najmłodszą siostra. Starając się nic nie przypalić i jednocześnie rozkładając miski nie usłyszała, że ktoś dzwoni do drzwi wejściowych.

- Amel, to ktoś do ciebie. Nie chciał wchodzić, powiedział, że poczeka na zewnątrz - pan Vane podszedł do córki z dziwnym uśmiechem na ustach - Idź, ja popilnuję zupy.

Dziewczyna spojrzała na niego zdziwiona i rozkojarzona.

- Och, to pewnie jakaś pomyłka - odparła, ale mimo tego nałożyła szybko płaszcz, zauważając przez okno, że wiatr dość mocno wieje i wyszła na zewnątrz.

Gdy tylko zamknęła za sobą drzwi stanęła jak wryta. Przed nią stała osoba, którą najmniej spodziewała się spotkać w te wakacje.

Syriusz podszedł do niej trzymając w rękach bukiet małych polnych kwiatów, które najprawdopodobniej zerwał gdzieś po drodze, gdy zmierzał w kierunku jej domu.

Miał dziwnie jak na siebie zmieszaną, ale też widocznie zdeterminowaną minę.

- Amy ja... przyjechałem, bo bardzo chciałem dać ci bukiet. Obawiam się, że ten niestety uschnie, ale poza Hogwartem nie mogę użyć magii... ale jak już uschnie to po prostu dam ci drugi. I kolejny, jeśli będziesz chciała. Dam ci ich tyle, że będziesz miała całe dormitorium wypełnione uschniętymi bukietami.

Nie miał pojęcia, co chce jej powiedzieć. Nie przygotował sobie żadnej przemowy i to było jedyne nieskładne zdanie, które w tamtym momencie przyszło mu do głowy.

Poczuł, że kamień spada mu z serca, gdy zauważył, że na jej twarzy zaczyna pojawiać się olbrzymi uśmiech.



~~~~~~~ KONIEC ~~~~~~~~


Nie spodziewałam się, że ta historia tak się rozrośnie i tak bardzo zaangażuje mnie czasowo i emocjonalnie. Pomogła mi poradzić sobie z (momentami) nieprzyjemną codziennością, a tych kilka komentarzy o tym, że umiliłam komuś dzień albo, że dzięki mnie ktoś wrócił do czasów swojej młodości dostarczyło mi niesamowicie wiele radości i zostaną ze mną już na zawsze.

Z przyjemnością wrócę za jakiś czas do tej historii, ale na tę chwilę mam za dużo sprzecznych ze sobą pomysłów i za mało czasu, żeby poukładać to wszystko w jakąś zgrabną całość i w miarę regularnie wrzucać nowe notki.

Jak wiecie jest to romans, starałam się, żeby moja historia wprawiła Was (i mnie) w dobry nastrój, dlatego musiałabym dobrze przemyśleć, w jaki sposób chcę ją kontynuować opowiadając o ostatnim roku w Hogwarcie, który niestety nie mógłby być już taką sielanką.

Dziękuję za obecność osobom, które dotarły były ze mną od początku i dotarły aż tutaj.

Ściskam mocno i do usłyszenia,

April ♡
Netka Sidereum Graphics
x