Nadszedł dzień meczu. James długo zastanawiał się, czy w ogóle chce go oglądać - nie wiedział, czy zdoła przesiedzieć tyle czasu na trybunach, gdy powinien być wysoko w samym centrum zdarzeń. Gryfoni coraz częściej wyrażali swój żal, że został wyrzucony z drużyny i co chwila ktoś podchodził, żeby mu to przekazać albo w jakikolwiek sposób go wesprzeć.
W końcu ciekawość jaki będzie przebieg zdarzeń zwyciężyła i postanowił pójść. Usiadł między Lily a Remusem, ale widząc zbierającą się drużynę poczuł, że zaczyna robić mu się niedobrze ze zdenerwowania. Lily widząc jego minę lekko uścisnęła jego dłoń.
- Nie powinno cię tu być - szepnęła z widocznym smutkiem - Powinieneś właśnie wsiadać na miotłę.
- Koło ciebie też nie jest tak źle - uśmiechnął się z trudem.
Nagle koło drużyny Gryfonów zaczęło robić się duże zamieszanie. Ktoś coś krzyczał, a Alan nerwowo biegał od jednej osoby do drugiej. James wytężył wzrok, ale nie mógł uchwycić, skąd dokładnie wziął się cały zamęt.
Nagle Alan stanął na środku boiska i złapał się za głowę. Zaczął niespokojnie rozglądać się po trybunach.
- James! - wrzasnął nagle na widok chłopaka i podbiegł do niego. - James, przebieraj się, musisz wejść na boisko.
- Że co? - lekko go zamurowało.
- Megan nie wyjdzie - zaczął tłumaczyć z trudem, bo głos trząsł mu się ze zdenerwowania - jest cała blada, prawie zemdlała z nerwów, mówi, że nie da rady. Jak ktoś jej nie zastąpi to będziemy zdyskwalifikowani.
- Ale Alan ja nie wchodziłem na miotłę od jakiegoś miesiąca... - zaczął mówić całkowicie zdezorientowany.
- Nie masz wyjścia James, jesteś naszą jedyną nadzieją - odparł Alan - daję ci dwie minuty na ochłonięcie, a potem szybko przyjdź do szatni się przebrać - zostawił go i biegiem wrócił do drużyny.
James przysiadł na ławce z wrażenia i przez chwilę tępo wpatrywał się w przestrzeń.
- Na co ty czekasz? - krzyknął Remus.
- Ja w ogóle nie znam strategii, nie ćwiczyłem tyle czasu... - zaczął mówić James będąc nadal lekko w szoku.
- Jim - Lily postanowiła się dołączyć - przecież dasz radę. Wejdź tam w swoim wielkim stylu i uratuj drużynę - roześmiała się i ścisnęła jego ramię.
Chłopak popatrzył na nią i po chwili namysłu kiwnął głową. Patrząc na jej uśmiechniętą twarz przez chwilę poczuł, że może zrobić wszystko. Wstał i pewnym krokiem ruszył w stronę szatni.
Mimo braku treningu James zagrał prawdopodobnie najlepszy występ w tym roku. Skandujący tłum dodający mu otuchy i poczucie presji tylko go nakręcały. Przez cały czas myślał o Megan, nie chciał, żeby przez jego potknięcie na meczu dziewczynie się oberwało. Wiedział, że jeśli tylko złapie znicza wszystkie pretensje drużyny Gryfonów znikną i każdy będzie tylko cieszył się ze zwycięstwa. Po zaciętym meczu jego przypuszczenia okazały się być całkowicie słuszne.
Tłum wniósł go na rękach prawie pod sam Pokój Wspólny, nawet Alan uściskał go serdecznie zapominając o ich wcześniejszych sprzeczkach. James czuł się niemalże pijany od emocji i adrenaliny. Wszyscy zebrali się w pokoju i zabrali za huczne świętowanie zwycięstwa.
- Chwila, ale gdzie jest Megan? - zwrócił się zaniepokojony do osób z drużyny.
- Nie wiadomo, zniknęła gdzieś zaraz po meczu... - odparł jeden ze ścigających.
- Muszę jej poszukać - mruknął i ruszył bez większego namysłu w stronę korytarza.
Stojąca obok Lily widząc to nachmurzyła się nieco.
Po jakichś piętnastu minutach przeszukiwania zamku w końcu znalazł ją siedzącą we wnęce na kamiennej posadzce niedaleko ich Pokoju Wspólnego.
Dziewczyna otarła szybko łzy skrawkiem rękawa na jego widok.
- Och wyjątkowo wolałabym cię nie widzieć, czuję się tak głupio - jęknęła od razu.
- No co ty Meg - chłopak usiadł obok niej - przecież wygraliśmy!
- Wiem i naprawdę bardzo mnie to cieszy, byłeś wspaniały na boisku, ale... narobiłam tyle zamieszania i musieli cię tak nagle wywoływać, zawiodłam wszystkich, a szczególnie Alana - zaczęła mówić mało składnie i schowała twarz w obie dłonie.
James zaczął delikatnie gładzić ją po plecach chcąc ją uspokoić. Było mu na prawdę przykro, że znalazła się w takiej sytuacji.
- Meggy - spróbował łagodnie jeszcze raz - Powtarzałaś kilka razy, że nie jesteś na to gotowa, a wszyscy to zignorowali. Mimo wszystko do samego końca byłaś gotowa spróbować. Mi jest tylko szkoda, że nikt nie zobaczył twoich umiejętności, bo na pewno złapałabyś tego znicza - uśmiechnął się do niej i objął ją ramieniem.
Meg w końcu spojrzała na niego i roześmiała się.
- Jeśli tak to tylko dlatego, że miałam ciebie za trenera - odparła patrząc na niego z wdzięcznością.
- A Alanem się nie martw, na pewno nie ma ci tego za złe. Nawet ja się z nim w końcu dogadałem - dodał jeszcze.
- Przywróci cię do drużyny?! - krzyknęła entuzjastycznie.
- Prawdopodobnie tak - uśmiechnął się.
- Och James, tak się cieszę! - Meg już całkiem uspokojona objęła rękami jego szyję i przytuliła go lekko. Nagle wyprostowała się nieco i spoważniała. James pierwszy raz był tak blisko niej. Zauważył, że niepewnie zerknęła na jego usta.
- Masz ochotę wrócić do pokoju trochę poświętować? - zapytał szybko. Domyślił się, o czym pomyślała i po sekundzie namysłu postanowił udawać, że tego nie zauważył.
- Och... - speszyła się lekko - nie, dzięki James. Ale wróć tam, należy ci się. Ja przeczekam i jak zrobi się spokojniej to wrócę do dormitorium - odparła odsuwając się nieco.
- Spodziewałem się, że dostanę taką odpowiedź, dlatego jestem na to przygotowany - odparł i pochylił się do swojej torby. Wyjął z niej kilka dyniowych pasztecików, parę ciasteczek i dwie małe butelki wypełnione miodem pitnym.
Meg spojrzała na niego zaskoczona.
- Chcesz tu ze mną zostać?
- Oczywiście, że chcę - odparł i podał jej butelkę - nie mogę świętować bez mojej ulubionej uczennicy. Twoje zdrowie, Meggy - stuknęli się butelkami. - Tylko pij szybko, bo jak nas przyłapie Filch to żadne z nas długo nie potrenuje - uśmiechnął się.
Megan odwzajemniła uśmiech i wypiła prawie pół butelki miodu za jednym zamachem czując natychmiastowe rozgrzanie.
Po ponad godzinie w dużo lepszych nastrojach postanowili wrócić do Pokoju Wspólnego, który nadal był zapełniony rozentuzjazmowanymi Gryfonami. Lily widząc wchodzącego do pokoju Jamesa natychmiast ruszyła w jego kierunku, ale gdy zorientowała się, że pod rękę trzyma go Megan wykonała dziwny koślawy ruch i zawróciła. Jednak James kątem oka zauważył to i uśmiechnął się pod nosem. Lekko nietrzeźwy Alan podbiegł do nich i natychmiast poprosił Meg o rozmowę zapewniając ją, że absolutnie nie ma jej niczego za złe. James zostawiając ich samych podszedł do Lily.
- Gdzie ty zniknąłeś? - zapytała od razu.
- Byłem z Meg - odparł.
- Cały czas? - zapytała lekko urażonym tonem.
- Cały czas - odparł z uśmiechem przez co Lily zorientowała się, że jej pytania brzmią bardzo natarczywie.
- No i jak ona się czuje? - dopytała już nieco spokojniej.
- Teraz już lepiej - wyszczerzył się.
Lily słysząc to dwuznaczne stwierdzenie nie mogła powstrzymać grymasu pojawiającego się na jej twarzy.
- Porozmawialiśmy trochę, napiliśmy się miodu, uspokoiła się - kontynuował - A potem chyba chciała mnie pocałować. - dodał jak gdyby nigdy nic. Nie miał zamiaru jej tego mówić, ale był zbyt ciekawy, jak zareaguje na tę informację.
Lily poczuła nagły napływ gorąca.
- I skorzystałeś z tej okazji? - zapytała wbijając w niego wzrok. Udawanie, że jej pytania są pozbawione emocji nie wychodziło jej najlepiej.
- Nie, Lily - odparł widocznie zadowolony z jej zdenerwowania. - Nie mogłem - powiedział trochę ciszej.
- Dlaczego? - zapytała.
Nachylił się do niej konspiracyjnie, jakby miał jej wyjawić jakąś tajemnicę.
- Bo odkąd wparowałaś jak gdyby nigdy nic do mojego dormitorium i kazałaś się pocałować to nie mam ochoty całować już nikogo innego - wyznał, przysunął się jeszcze bliżej i ku jej zaskoczeniu szybko dał jej buziaka w czoło.
Lily zmieszała się nieco i przez chwilę zastanawiała się, czy chłopak nie robi sobie z niej żartów, bo powiedział to nadzwyczaj nonszalancko.
- Cały czas o tym myślisz? - zapytała w końcu.
- Codziennie. Ale nie martw się, wzięłam sobie do serca to, co mi powiedziałaś ostatni w szatni - mruknął odsuwając się od niej.
- James, ja... - zaczęła coś mówić z wyraźnym przejęciem.
- Rogal, tutaj jesteś! - nieoczekiwanie pojawił się koło nich Syriusz lekko chwiejąc się na nogach. - Chodź szybko, pijemy twoje zdrowie. Po raz dziesiąty - nie czekając na jego odpowiedź złapał go za ramię i brutalnie ściągnął z kanapy.
- Dokończymy potem - James zdążył tylko do niej szepnąć i poszedł za przyjacielem.
Lily ciężko opadła na kanapę i odprowadziła go wzrokiem. Miała totalną pustkę w głowie, jedyne czego była w tej chwili w pełni świadoma to fakt, że serce waliło jej jak młotem.
Z jednej strony go rozumiem, ale z drugiej no tak nie można
OdpowiedzUsuń