poniedziałek, 1 czerwca 2020

(14) Tęsknoty

~~~~~~~~~~ * 14 * ~~~~~~~~~~

Od tamtej pory Lily spędzała z Alanem całe dnie. Włóczyli się po błoniach, chodzili na zorganizowane wyprawy do Hogsmeade pić kremowe piwo, siadywali pod choinką przy kominku i czytali razem książki. Alan okazał się być niezwykle uprzejmym chłopcem przy którym Lily czuła się zrelaksowana. Opowiadał jej dużo o Quidditchu i o tym, jak został kapitanem drużyny, ale w bardzo ciekawy sposób. Z tego powodu przynajmniej na kilka dni z jej głowy zniknęły natrętne myśli o Amy i Jamesie, za co jej notorycznie spięty organizm był bardzo wdzięczny.

Przez to, że ich znajomość była tak intensywna, bardzo szybko się rozwijała. Pewnego dnia Alan jak gdyby nigdy podczas spaceru złapał ją za rękę i tak już zostało.

W czwartkowe popołudnie przemierzali rozbawieni wielkie śnieżne zaspy, gdy nagle chłopak przystanął.

- Słuchaj Lily, czy ty pamiętasz, kiedy ostatnio lepiłaś bałwana? - zapytał rozglądając się wokoło.

- Chyba dawno temu, jeszcze w dzieciństwie, ciężko mi sobie przypomnieć - odpowiedziała po krótkim namyśle.

- W takim razie najwyższy czas to zrobić - odparł z powagą głosie.

Lily spojrzała na niego zdziwiona, ale szybko podchwyciła pomysł na zabawę i sięgnęła po różdżkę.

- Chwila, chwila - zareagował natychmiast - czy ty nie jesteś przypadkiem z mugolskiej rodziny?

- No... jestem... - odpowiedziała marszcząc przy tym brwi całkowicie zbita z tropu.

- Ja tak samo. W takim razie chowaj tę różdżkę i zróbmy to jak należy! - powiedział i bez zbędnego wstępu nachylił się i zaczął formować rękami wielką kulę ze śniegu.

Lily roześmiała się serdecznie i po chwili przyłączyła do niego. Powoli wspólnymi siłami zaczęli lepić imponujących rozmiarów bałwana zachowując się beztrosko niczym dzieci i nie zważając na przechodzących obok, mocno zdziwionych uczniów.

Na koniec już dosyć mocno zziajani stworzyli z kamyków guziki, oczy i uśmiech bałwana, Alan przyozdobił go też swoim szalikiem, po czym wraz z Lily stanęli obok siebie by przyjrzeć się swojemu dziełu.

- No i najważniejsze - powiedział Alan i wyciągnął z kieszeni sporych rozmiarów marchewkę, którą widocznie zwinął podczas obiadu - Czyń honory, Lily.

Dziewczyna z udawaną powagą wzięła do rąk marchewkę i wcisnęła w miejsce, gdzie brakowało jeszcze nosa.

Popatrzyli na siebie z uśmiechem zadowoleni z efektu swojej pracy. W pewnym momencie Alan odwrócił się w taki sposób, by stali ze sobą twarzą w twarz i lekko złapał dziewczynę za ramiona.

- Jak się ze mną bawisz, Lily? - zapytał.

- W sumie to... - udała, że się zastanawia - bardzo dobrze - dokończyła.

Alan uśmiechnął się i przysunął jeszcze bliżej.

- Przepraszam, że teraz o to pytam, ale nie daje mi spokoju fakt, że tak bardzo unikałaś mnie po imprezie... dlaczego?

- Bo było mi strasznie głupio, nie kontrolowałam do końca tego, co robiłam... - odparła nieco speszona.

- Chodzi o ten pocałunek? Och tak, to było koszmarne - pokręcił z głową udając dezaprobatę, na czego widok Lily nie mogła się nie uśmiechnąć.

- Po prostu było mi okropnie wstyd na następny dzień - wyjaśniła.

- Szkoda, że mimo wszystko nie dorwałem cię na korytarzu. Musimy nadrobić ten stracony czas. Na początek proponuję przejść się do Wielkiej Sali, by sprawdzić, czy zostało jeszcze trochę gorącej czekolady, co ty na to? - zapytał wyciągając do niej ramię.

- To bardzo dobry pomysł - odparła i chwyciła go pod rękę. Ruszyli wolnym krokiem w stronę zamku.

*

Kat siedziała w miękkim fotelu i głaskała puchatą kotkę, która usnęła na jej kolanach. Po oficjalnym rodzinnym obiedzie czuła się niezwykle zmęczona. Jej mama, elegancka i oficjalna kobieta zawsze organizowała wystawne uczty dla całej rodziny pełne wykwintnych dań i długich dyskusji. Siostra mamy, której Kat szczerze nie znosiła po szczegółowym przepytaniu dziewczyny o życie w Hogwarcie dała jej mało subtelnie do zrozumienia, że w jej opinii była ona zbyt słabą czarownicą, by dać sobie radę w Beauxbatons - szkole, którą skończył każdy czarodziej w ich rodzinie. Kat siedziała teraz zdenerwowana i jak zawsze żałowała, że nie potrafiła się w takiej sytuacji odgryźć, a poza tym nie chciała robić przykrości swojej mamie, która w te spotkania wkładała całe serce.

- O czym tak panienka rozmyśla? - obok niej krzątała się Camila, wieloletnia gosposia rodziny.

- Ciotka Ivette. Jak zawsze - odparła, a Camila ze zrozumieniem pokiwała głową.

- Niech się panienka nie przejmuje. Jest panienka wybitną czarownicą i utalentowaną malarką, a ciotka z pewnością tego zazdrości! - orzekła konspiracyjnym szeptem. - A tak swoją drogą to dawno panienka nie sięgała po pędzle, chyba od wizyty w szpitalu... może już czas do tego wrócić? - zaproponowała.

Kat pokiwała głową i uśmiechnęła się do niej z wdzięcznością. Camila była osobą, z którą od lat utrzymywała najlepszy kontakt w tym wielkim domu. Delikatnie odstawiła kotkę na fotel obok i podeszła do sztalugi. Przez chwilę zastanawiała się, co mogłaby narysować. O czym dużo myśli? Czego jej brakuje? Uśmiechnęła się. W jej wyobraźni natychmiast pojawił się wysoki blondyn z piwnymi oczami.

*

Lily spędzała kolejny leniwy wieczór z Alanem. Czytała książkę oparta o jego ramię, a on lekko gładził ją po głowie. Nagle postanowił jej przerwać.

- Lily, jak rozumiem teraz z własnej i nieprzymuszonej woli spędzasz ze mną kolejny wieczór?

Dziewczyna zdziwiona wyprostowała się i odłożyła książkę.

- No tak, zgadza się.

- I nie jesteś pod wpływem żadnych substancji lub czarów?

- Nie... a przynajmniej nic mi o tym nie wiadomo. - odparła coraz bardziej zdezorientowana jego pytaniami.

- Czyli jak cię teraz pocałuję to nie będziesz miała podstaw do tego, żeby potem się przede mną ukrywać? - przysunął się do niej znacznie.

- Wygląda na to, że nie - odparła i w końcu się uśmiechnęła.

*

- Amyyy, zapleciesz mi warkoczyki? - młodsza siostra Amy wskoczyła na łóżko koło dziewczyny.

- Jasne, wybierz sobie kolor gumek. Ale potem kładziesz się spać, już bardzo późno. - odparła dziewczyna wydobywając z siebie resztki entuzjazmu. Była wykończona, ferie nie były dla niej czasem odpoczynku, tylko nieustannym pilnowaniem dwójki młodszego rodzeństwa, które miało niekończące się pokłady energii. W międzyczasie musiała też pomagać mamie przygotowywać obiad i sprzątać ciągły bałagan w domu. W tym roku to całe zamieszanie było dla niej wyjątkowo odskocznią od nieprzyjemnych myśli, które wiązały się z powrotem do Hogwartu. Jej złość na Lily nie ustała, a wiedziała, że będzie zmuszona spędzać czas z nią, Syriuszem i resztą huncwotów przynajmniej podczas zajęć i była przez to mocno przybita.

Zwinnie zaplotła loki z blond pukli siostry i dała jej buziaka w czoło.

- A teraz dobranoc. Popatrz, Colin już śpi.

Mała Mia wygięła usta w podkówkę.

- Mam poprosić tatę, żeby ci poczytał? - domyśliła się starsza siostra, na co Mia ochoczo pokiwała głową.

- Dobrze, poczekaj tu grzecznie.

Amy zeszła po drewnianych, skrzypiących schodach w dół. Jej ojciec wertował dokładnie książkę mrużąc oczy przy lampce dającej liche światło.

- Tato, Mia prosi, żebyś jej poczytał - dziewczyna przystanęła i oparła się o framugę drzwi.

- Już idę - od razu oderwał się od powieści. Nie ruszył się jednak, tylko spojrzał na dziewczynę uważnie.

- Wyglądasz na zmęczoną Amy. Te dwa małe urwisy nie dają ci spokoju, wiem. Ale to z tęsknoty, tak rzadko mają okazję spędzić z tobą czas. - powiedział i pogładził najstarszą córkę po ramieniu.

- Wiem tato. Jest w porządku. - uśmiechnęła się.

***

Nadszedł dzień powrotu. James był tak zniecierpliwiony podróżą, że miał ochotę się teleportować prosto do zamku, żeby już spotkać się z Lily. Myślał tylko o tym, żeby się z nią pogodzić i stresował się, czy dziewczyna nadal jest na niego obrażona. Syriusz obserwował jego ekscytację z rozbawieniem.

- Dobrze, że ty jesteś taki spokojny Remus, bo jakbyś jeszcze zaczął nawijać o tym, jak tęsknisz za Kat, to chyba bym tu oszalał - mruknął w końcu kręcąc głową.

James nie patrząc na resztę przyjaciół popędził w stronę Pokoju Wspólnego Gryfonów, gdy tylko dotarli do zamku. Rozglądał się gorączkowo po całej sali, aż wreszcie ujrzał Lily schodzącą po schodach ze swojego dormitorium. Wziął ukradkiem głęboki oddech, żeby trochę ukryć przed nią swoje emocje. Już miał coś powiedzieć, gdy dziewczyna też go zobaczyła i końcówkę schodów niemalże przebiegła.

Gdy znalazła się niedaleko od razu rozpoczęła temat, który ich obojga męczył od dwóch tygodni.

- James, ja cię tak bardzo przepraszam... - zaczęła mówić ze zbolałą miną, ale szybko jej przerwał.

- Daj spokój Lily, ta afera to była jakaś głupota. I z mojej i z twojej strony. Już nie mogłem się doczekać, aż cię zobaczę - krzyknął z uśmiechem, ale tak naprawdę kamień spadł mu z serca, że już się na niego nie wścieka.

- Nie, naprawdę, chcę cię przeprosić, to była spora przesada... - kontynuowała mimo jego słów.

- Jak bardzo spora? - nagle uśmiechnął się bardziej zawadiacko, bo mimo wszystko nie mógł odmówić sobie przyjemności wykorzystania tej sytuacji na swój typowy sposób.

- Bardzo spora - dopowiedziała Lily.

- Czyli nie uważasz, że jestem głupi? - przekręcił głowę z dociekliwą miną.

Lily uśmiechnęła się, gdy zorientowała się, że robi sobie z niej żarty.

- Nie uważam.

- Ani, że nie można na mnie polegać?

Pokręciła głową.

- Czyli podsumowując: uważasz, że jestem ogólnie bardzo inteligentny i można na mnie liczyć, chociaż czasem, ale jednak bardzo bardzo rzadko, coś mi się wymsknie? No i że jestem też niesamowicie przystojny?

- Ech, no coś takiego - powiedziała przewracając oczami.

James uśmiechnął się szerzej i rozpostarł ręce.

- No chodź tu, wiem, że chcesz to zrobić.

Lily w końcu podbiegła do niego i wtuliła się w jego ramiona. Dopiero w tym momencie zorientowała się, jak bardzo go jej brakowało. Stali wtuleni w siebie bez ruchu kilka minut. James nic nie mówił, ale od zapachu jej perfum poczuł się błogo i spokojnie.

- Tęskniłam za tobą - szepnęła mu prosto do ucha.

- Że co takiego? Nie dosłyszałem? - droczył się.

Odsunęła się od niego i powiedziała znacznie głośniej.

- Tęskniłam za tobą głupku!

James już miał odpowiedzieć, że on za nią też, gdy w tym momencie przez dziurę w portrecie przeszedł Alan.

- Och, tutaj jesteś! - powiedział. James był bardzo zdziwiony, że kapitan drużyny coś od niego chce minutę po jego powrocie z ferii, a jego zdziwienie podwoiło się, gdy zorientował się, że te słowa nie były skierowane do niego, tylko do Lily.

- Szukałam cię - kontynuował Alan i podszedł, żeby pocałować ją na powitanie - Cześć James! - krzyknął na widok chłopaka.

- Ee... cześć, Alan - odpowiedział skołowany.

- Lily, to co, idziemy? - Alan stanął tuż obok nich widocznie nieświadomy sytuacji, która miała przed chwilą miejsce.

- Zaraz do ciebie dołączę - odparła dziewczyna - dokończę jedną sprawę z Jamesem, w porządku?

- Okej, to nie przeszkadzam, poczekam na ciebie na korytarzu - uśmiechnął się i cofnął się do wyjścia.

Lily spojrzała niepewnie na Jamesa, który był całkowicie zdezorientowany.

- Widzę, że sporo mnie ominęło w czasie tych dwóch tygodni - chciał zabrzmieć żartobliwie, ale niezbyt mu to wyszło.

- Trochę tak - odparła. Widok Jamesa sprawił, że ostatnie kilkanaście dni wydało jej się jakimś nierealnym snem, który właśnie się skończył.

- Czyli wy... jesteście parą? - zapytał przy czym głos lekko mu się zatrząsł.

- Tak... to znaczy nie... to znaczy prawie. W każdym razie wszystko zmierza w tym kierunku - powiedziała bardzo szybko.

James spojrzał na nią jak zawsze przenikliwym wzorkiem.

- Jak to się stało? - zapytał tak cicho, że ledwo go usłyszała.

- Kiedyś ci opowiem. - odparła.

Stali przez chwilę bez ruchu, aż Lily nieoczekiwanie nawet dla samej siebie podeszła bardzo blisko niego i złapała go za ręce.

- James, ale między nami nic się nie zmieni, prawda? Pogadamy niedługo, opowiesz mi, co robiłeś na feriach i spędzimy razem czas? - zapytała z nieukrywanym smutkiem w głosie. Oparła się na chwilę czołem o jego ramię, żeby jeszcze na chwilę utrzymać z nim fizyczny kontakt.

- Jasne, Lil. Kiedy tylko będziesz chciała - odpowiedział gładząc ją lekko po głowie, ale już się nie uśmiechał.

*

Kat podbiegła z cichym radosnym piskiem w objęcia chłopaka, który uniósł ją w ramionach kilka centymetrów do góry. Po chwili pocałował ją tak intensywnie, jakby nie widzieli się przez rok, a nie dwa tygodnie.

- Ja już nigdzie nie jadę - orzekła Kat - albo następnym razem zabiorę cię ze sobą - dodała. Remus przez chwilę nic nie mówił tylko wpatrywał się z zachwytem w jej rozradowaną zarumienioną z emocji twarz.

- Słuchaj Kat... zdałem sobie sprawę z czegoś ważnego przez ten czas - zaczął.

- Tak? - zapytała dziewczyna zaciekawiona i objęła jego szyję rękami, żeby nie odszedł od niej już ani na krok.

- Ja...  cię strasznie kocham. - powiedział czując, że jego serce zaczęło bić jeszcze szybciej i znowu przysunął ją do siebie, żeby pocałować. Gdy w końcu się od siebie oderwali Kat powiedziała:

- To dobrze się składa. Bo ja ciebie strasznie też.

4 komentarze:

  1. No nieeee. Czemu zawsze ich drogi muszą w jakiś sposób się rozchodzić? Czekam niecierpliwie na jakiś zwrot wydarzeń! No nie ma innej opcji, żeby nie byli razem, no!
    Zawsze mnie to denerwowało, że kręcili z kimś innym hahah. Chyba nadal mi nie przeszło - jak widać :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, mnie też, mimo że wiadomo co się wydarzy to i tak zawsze czekało się z niecierpliwością :D
      Niedługo akcja ruszy do przodu, chociaż staram się to zrobić trochę mniej schematycznie ♡

      Usuń
  2. Zawsze musi być smak niepewności. Mimo wszystko fajnie obserwować zazdrość obu stron. Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też lubię ten motyw, taki klasyk, którego chyba nie da się pominąć w żadnym Jily :D
      Dziękuję ♡

      Usuń

Netka Sidereum Graphics
x