poniedziałek, 15 czerwca 2020

(18) Ostateczne decyzje

Następnego dnia burza odeszła, ale nadal wiał silny wiatr i przelotnie padał deszcz. Profesor Hooch po licznych konsultacjach w końcu wyraziła zgodę na mecz Gryffindor kontra Ravenclaw.
James mimo niewyspania miał w sobie niesamowicie dużo energii, jakby skumulowały się z nim przeżycia związane z wczorajszą nocą i zbliżającym się meczem.
Ku jego zdumieniu Alan zachowywał się wobec niego zupełnie normalnie, a nawet życzył mu powodzenia.
Udaje? Czy o niczym nie wie? Nie chce robić zamieszania przed meczem?
James z mętlikiem w głowie wsiadł na miotłę, ale gdy tylko usłyszał gwizdek rozpoczynający mecz i odbił się od ziemi zapomniał o wszystkim, co było na dole.

Deszcz, przemoczone szaty, ręce ześlizgujące się z rączki miotły, nagłe podmuchy utrudniające utrzymanie toru lotu. Krzyki tłumu zagłuszane przez świst wiatru.
James zbierając w sobie całą energię wyłączył się zupełnie i skupił tylko na jednym. Złoty znicz. W ciągu pierwszych piętnastu minut meczu mignął mu tuż przed twarzą kilka razy, ale zaraz znikał w strugach deszczu. Ścigający Ravenclawu obserwował bacznie każdy jego nawet najmniejszy ruch.
I w końcu James zobaczył go wyraźnie. Zamigotał tuż pod jego stopami.
Teraz albo nigdy pomyślał i runął w dół, a tuż za nim umięśniony Krukon.
Jeszcze chwila.
Był tuż tuż.
Wyciągnął rękę z trudem utrzymując się na miotle.
Raz... dwa... i jest.
Złapał go!
Sięgnął po znicza w ostatniej chwili prawie ześlizgując się z przemoczonej miotły. Z trybunów rozległ się tak głośny ryk, że całkowicie zagłuszył dudniący deszcz. Szczęśliwy James czuł, że z emocji aż huczy mu w głowie. Skandowanie jego imienia zmieniło się w jednorodny szum, nagły zastrzyk adrenaliny przeszył jego ciało i napawając się tą chwilą lekko wylądował na ziemi, a w jego stronę ruszył rozentuzjazmowany tłum Gryfonów.

I wtedy zobaczył coś, przez co nagle to wszystko przestało mieć znaczenie. W sekundę wyparowała cała radość, duma i energia.
Kątem oka zobaczył, jak Lily podbiega do kapitana drużyny i całuje go prosto w usta.

*

Lily podjęła decyzję - zwyciężyło poczucie bezpieczeństwa. Nie chciała być więcej nie fair w stosunku do Alana i tak było jej bardzo wstyd za to, co zrobiła. Chciała jak najszybciej porozmawiać o tym z Jamesem i wyjaśnić tę sytuację, ale ciągle nie było ku temu okazji. Najpierw świętowanie w Pokoju Wspólnym podczas którego Alan nie odpuszczał jej ani na krok, a praktycznie następnego dnia rozpoczęły się treningi przed meczem finałowym i James spędzał na boisku prawie każdą chwilę. Lily wiedziała, że unika jej jak może i nie miała mu tego za złe. Wiedziała, że zrobiła coś bardzo złego i teraz nie będzie łatwo tego wszystko odkręcić.
Po kilku dniach doszła do wniosku, że musi zrobić to natychmiast albo już nigdy nie znajdzie okazji do rozmowy z chłopakiem. Ruszyła na boisko, żeby dorwać go na treningu, ale ku jej zdumieniu Jamesa tam nie było.
- Alan - zagadała swojego chłopaka - muszę porozmawiać z Jamesem. Gdzie on jest?
Alan popatrzył na nią mocno zmieszany.
- Lily on... ja... on już nie jest w naszej drużynie. - odpowiedział niechętnie.
Lily zdumiona wytrzeszczyła oczy.
- Że co?
Chłopak był wyraźnie coraz bardziej zakłopotany.
- Nie złość się na mnie, wiem, że się przyjaźnicie, ale ja naprawdę musiałem go wyrzucić.
Lily na chwilę całkowicie zamurowało.
- Alan, o czym ty mówisz? - wykrzyknęła w panice. Wiedziała, że Quidditch jest dla Jamesa jedną z najważniejszych rzeczy w życiu i nie rozumiała, jakim cudem mógł zostać wyrzucony.
Alan delikatnie odciągnął ją na bok, żeby nikt przypadkiem nie usłyszał ich rozmowy.
- Lily, ja nie wiem co mu odbiło, ale ostatni tydzień to była jakaś tragedia. Chodził cały czas zdenerwowany, wrzeszczał na mnie, wręcz zaczął wyzywać w pewnym momencie. Ta akcja, którą widziałaś jakiś czas temu to był tylko przedsmak. Teraz zachowywał się, jakby oszalał. Jestem prawie pewny, że raz ominął tłuczka w taki sposób, żeby wpadł na mnie - pokazał dziewczynie ogromnego siniaka na swoim ramieniu. - Nie miałem innego wyjścia, ośmieszał mnie przed wszystkimi bez żadnego powodu. - starał się mówić spokojnie, jednak nietrudno było zauważyć, jak mocną urazę czuł do Jamesa.
Lily poczuła, że wpada w panikę.
- Musisz go przywrócić Alan, natychmiast. To twój najlepszy zawodnik - powiedziała nie ukrywając swojego zdenerwowania.
- Nie, Lily. - odparł twardo - wiesz, że zrobiłbym dla ciebie wszystko, ale decyzje co do drużyny należą do mnie. James był świetnym ścigającym, ale nie mogę pozwolić, żeby ktoś się tak zachowywał. To źle wpływało na całą drużynę.
- Gdzie on jest? Muszę z nim pogadać. Syriusz...? - rzuciła w powietrze rozglądając się nerwowo po boisku.
- Poszedł za nim do szatni - mruknął Alan niechętnie. Nie sądził, że dziewczyna aż tak się tym przejmie ignorując przy okazji jego odczucia.
Lily nie patrząc na niego niemalże pobiegła w kierunku przebieralni chłopców. Wpadła niewiele myśląc do środka i widząc Jamesa, który był tam już sam od razu zaczęła mówić.
- James, Alan mówił mi, że wyrzucił cię z drużyny... ale ja z nim porozmawiam, przecież nie może tego zrobić, jesteś najlepszym zawodnikiem... -  Zdecydowanie nie była przygotowana na taką sytuację i widząc jego rozwścieczoną minę język z nerwów zaczął jej się plątać.
James patrzył na nią wzrokiem, jakiego nigdy wcześniej nie widziała.
- Co ty wyprawiasz, Lily? Czy tym masz mnie za jakiegoś kretyna? - zapytał w końcu zaciskając dłonie w pięści.
- Nie, nie mam, dlaczego tak mówisz... - zarumieniła się zawstydzona i przestraszona.
- Nadal jesteś z Alanem? Mamy udawać, że nic się nie stało? Po co do mnie przyszłaś w nocy? - zaczął mówić coraz głośniej trzęsącym się z wściekłości głosem.
Dziewczyna opuściła głowę. Wyglądała jak małe dziecko, które nabroiło i teraz ktoś je karci.
- Przepraszam, to był impuls, bardzo głupi i niepotrzebny - wyszeptała nie patrząc na niego.
- Lily, spójrz na mnie! - teraz całkowicie już wrzeszczał tracąc nad sobą kontrolę - Spójrz na mnie i powiedz, że nic do mnie nie czujesz. Wtedy stąd wyjdę i już nigdy więcej o to nie zapytam - powiedział podchodząc do niej i unosząc jej podbródek zmuszając, żeby na niego spojrzała.
Lily czuła, jak łzy zbierają jej się pod powiekami. Zacisnęła mocno zęby i patrząc prosto na niego wyszeptała:
- Chcę być z Alanem.
James głośno wypuścił powietrze z płuc. Czuł, że z nerwów w głowie mu huczy, a skronie boleśnie pulsują. Kiwnął tylko głową ukrywając wszystko, co mu się w niej kotłowało.
- W porządku. Rozumiem. To twoja decyzja. Idź już, proszę. - powiedział. Odwrócił się od niej i zaczął pakować do torby swoje rzeczy. Gdy tylko wyszła z szatni mówiąc ciche "przepraszam" kopnął z całej siły w szafkę stojącą obok, aż z hukiem odbiła się od przeciwległej ściany. Przyłożył czoło do zimnego marmuru, żeby pulsujący ból głowy choć na chwilę zelżał.

*

James umiał się trzymać swoich postanowień, gdy się uparł. Mimo że to była najtrudniejsza próba charakteru to wziął sobie za punkt honoru całkowicie zignorować Lily. Czuł się zraniony i ośmieszony, mimo że nigdy by się do tego nikomu nie przyznał.
Jej ukradkowe spojrzenia, którymi wręcz bezgłośnie błagała go o wybaczenie tylko go denerwowały. Poza tym w końcu dotarło do niego że naprawdę został wyrzucony z drużyny Quidditcha i poczuł, że tak naprawdę został z niczym. Nie miał Lily, nie miał treningów i czuł się, jakby ktoś odebrał mu najważniejsze elementy jego życia. Zaczął irytować się nawet na Syriusza, który na początku chciał go wesprzeć, ale James reagował na to dość agresywnie.
- Dobra, nie wierzę, że to powiem Rogal, ale powinieneś znaleźć sobie dziewczynę. - powiedział w końcu Syriusz.
- Że co? - James spojrzał na niego z niedowierzaniem - Już z jedną mam problem, mam sobie dokładać?
- Nie zapomnisz o Lily, jeśli nie zajmiesz sobie głowy kimś innym, każdy to wie. Nawet, jeśli miałby to być krótki związek - wzruszył ramionami Syriusz. Sam nie do końca rozumiał tę sytuację, bo ani James, ani Lily nie chcieli z nim o tym rozmawiać, ale robiło się to dla niego męczące. Zdawał sobie sprawę, że także brak Qudditcha dla Jamesa jest katorgą, mimo że sam o tym nie mówił.
Poza tym on też miał swoje problemy na głowie związane z dziewczynami. A konkretnie z jedną niską blondynką.

Syriusz nie chciał wiązać się na stałe. Był typem samotnika, a związki i idące za nimi nakazy i zakazy sprawiały, że przestawał czuć się wolny i szybko zaczynał się męczyć. Tak naprawdę nigdy nie był z żadną dziewczyną dłużej niż kilka miesięcy, a miał ich wiele. Nie przeszkadzało mu to, ale wiele dziewczyn miało do niego o to żal. Jedyna głęboka relacja jaką udało mu się stworzyć dotyczyła Lily, ale była całkowicie przyjacielska. Aktualnie też spędzał z nią mało czasu, bo w tej sytuacji zdecydowanie wziął stronę swojego przyjaciela, który w końcu o wszystkim mu opowiedział.

Amy była wdzięczna, że Syriusz był z nią szczery. Chłopak był przystojny, podobał się większości dziewczyn w szkole i Amy z powodu swoich licznych kompleksów nie mogła do końca uwierzyć we wszystkie komplementy, które jej prawił.
Ani Syriusz ani Amy nie mówili nikomu o swoich kilku spotkaniach i o tym, że kilka razy się pocałowali. Wiedzieli, że Lily źle to przyjmie i zacznie się martwić o swoją przyjaciółkę. Potem nie było tylu okazji do spotkań, ale Syriusz często obrzucał dziewczynę wzrokiem wskazującym na to, że ciągle o niej myśli.
Z niepokojem stwierdziła, że przeceniła zdolność kontrolowania swoich emocji wobec Syriusza i zaczęła bronić się przed tym. Mimo pogodzenia się z Lily nie zrezygnowała ze swoich nowych znajomości i spotykań  z innymi osobami, żeby trochę rozproszyć myśli o nim. Z rozbawieniem pomyślała, że o dziwo randkowania można się nauczyć.
Nie wiedziała, że Syriusz ją bacznie obserwuje i robi się coraz bardziej zazdrosny. Strasznie irytowało go, że z taką łatwością spędzała czas z kimś innym. Nie chciał jej mieszać w głowie, ale jednocześnie chciałby mieć ją tylko dla siebie, a ich ostatnie spotkanie w Pokoju Życzeń tylko rozbudziło to odczucie.
Gdy spędzali razem czas w grupie znajomych zachowywali się jak gdyby nic się nie stało, chłopak czasem decydował się na przelotne dotknięcie jej dłoni czy uśmiech w jej kierunku, a Amy starała się jak najmocniej sprawiać wrażenie, że nie za bardzo ją to rusza.
Pewnego dnia nie wytrzymał i wiedząc, że znowu wykrada się gdzieś wieczorem specjalnie czekał na nią w Pokoju Wspólnym.

- Gdzie Ty idziesz? - usłyszała głos za sobą. Syriusz stał wpół mroku i patrzył na nią takim wzrokiem, że aż zimny dreszcz przeszedł ją po plecach.
- Umówiłam się... z Danielem - odparła zdziwiona.
Zaczął do niej podchodzić  bardzo powoli i tak niepokojąco, że dziewczyna cofnęła się odruchowo, ale natrafiła plecami na ścianę.
- Gdzie Ty idziesz, Amy? Zostań ze mną. - Stanął tak blisko, że niemal stykali się nosami. Patrzył ciągle prosto w jej oczy, a ona zaczynała czuć, że oddycha jej się coraz trudniej.
- Co ty wyprawiasz Syriusz? - starała się uśmiechnąć - Czemu masz taką minę? Idę tylko na spacer, jeśli chcesz porozmawiać to możemy to potem zrobić.
Zacisnął mocno dłoń na jej ręce i przycisnął do ściany tak, że nie miała innej opcji jak patrzeć mu prosto w twarz. Starała się wyswobodzić, ale ścisnął jej rękę jeszcze mocniej, aż poczuła lekki ból.
- Lubisz go, prawda? - powiedział cicho.
- Lubię. Czemu tak dziwnie się zachowujesz? Przestań proszę - wydusiła z siebie.
- Amy, możemy przestać udawać? Przecież widzę, jak na mnie reagujesz. Na pewno nie jest to obojętność, którą tak bardzo chcesz mi pokazać.
- Reaguję...? - zapytała udając, że nie rozumie.
Zaśmiał się cicho. Przejechał delikatnie palcem po jej szyi.
- Zdradza cię twój przyspieszony puls. I zaciśnięte usta - mówił tym razem przejeżdżając palcami po jej ustach - No i te śliczne rumiane policzki - z każdym słowem przysuwał się do niej coraz bardziej, prawie muskał jej usta swoimi - Mam wymieniać dalej...?  - wyszeptał i oparł się o jej czoło swoim.
Amy aż cała się trzęsła w środku, emocje które się teraz w niej buzowały były tak silne, że miała ochotę się rozpłakać, żeby dać im upust. Miała wrażenie, że chłopak się nad nią znęca, ale z drugiej strony, czemu miałby to robić?
- Syriusz co ty wyprawiasz... idę za chwilę na spotkanie z Danielem - wychrypiała ostatkiem sił. Puścił delikatnie jej rękę.
- Nie trzymam cię. Możesz iść. Ale jeśli chcesz iść to teraz, bo chcę cię pocałować i zaraz to zrobię.

Amy miała wrażenie, że za chwilę zemdleje przez to jego bezczelne spojrzenie, bliskość i słowa, które do niej mówił. Oplotła rękami jego szyję na wszelki wypadek, gdyby jednak naprawdę miała upaść, a poza tym chciała mu dać znać, że pójście teraz do Daniela to ostatnia rzecz, jaką ma ochotę zrobić.
Syriusz uśmiechnął się i jego twarz złagodniała. Delikatnie przysunął usta do jej ust, jakby czekając na jej reakcję, ale nie zaprotestowała, więc już śmielej zaczął je całować. Najpierw powoli i delikatnie, jednak, gdy dziewczyna cicho jęknęła i rozchyliła usta od razu wykorzystał sytuację i mocno wpił się w nie językiem. Dawno nie czuł takiej przyjemności, pocałunki z dziewczynami nie budziły w nim już zbyt dużych emocji, ale teraz całując Amy zaczął tracić nad sobą kontrolę. Wsunął rękę pod jej bluzkę i wbił palce w jej nagie plecy przyciskając do siebie zachłannie. Myśl, że miałaby robić to w tym czasie z Danielem zamiast z nim wściekała go. Amy cicho syknęła z bólu, wtedy przerwał pocałunek i zorientował się, że za mocno przygryzł jej dolną wargę i pojawiła się na niej kropla krwi.
- Prze...praszam - wydyszał trochę wystraszony tą nagłą utratą kontroli. Już spokojniej przysunął jej głowę do swojej i pocałował ją delikatnie w obolałe miejsce.
- Nie szkodzi - uśmiechnęła się nie do końca świadoma tego, co się właśnie stało. - Chyba jednak tu zostanę, wiesz?
Chłopak zaśmiał się, przytulił ją do siebie i starał się uspokoić swój oszalały oddech.
- Syriusz - Amy spojrzała na niego zamglonym wzrokiem już z większą pewnością siebie. - Chodźmy gdzieś, gdzie będziemy sami.
- Jesteś tego pewna? - zapytał z lekkim niedowierzaniem w głosie. Kiwnęła głową z przekonaniem, na co pocałował ją ponownie i złapał za rękę prowadząc na trzecie piętro w kierunku Pokoju Życzeń,
- Znam pewne miejsce, gdzie nikt tam nie przeszkodzi - powiedział z uśmiechem. To jej nagłe zezwolenie na bliskość sprawiło, że całkowicie przestał się kontrolować. Gdy tylko znaleźli się sami praktycznie rzucił się na nią i zaczął całować po szyi i ramionach. W końcu zmusił się do tego, by zwolnić i spojrzał prosto w jej oczy zastanawiając się, czy nie popełniają właśnie dużego błędu i czy nie skrzywdzi tej małej kruchej blondynki. Dziewczyna oddychała ciężko i  momentalnie wszystko wyczytała z jego oczu.
- Nic nie mów, błagam - zareagowała natychmiast i zachłannie przyciągnęła go do siebie.

1 komentarz:

Netka Sidereum Graphics
x