31 października Lily obudziła się dosyć wcześnie. Lubiła ten dzień, wiedziała, że cała Wielka Sala będzie udekorowana w dynie i unoszące się lampiony, w końcu będzie miała okazję skosztować ulubione dyniowe paszteciki, a wszystko zakończy się corocznym pokazem wykonywanym przed duchy zamieszkujące Hogwart. Pamiętała, że po wszystkim będzie musiała uczestniczyć w imprezie Syriusza, ale dzięki Amy nastawiła się do tego całkiem pozytywnie. Wstała, żeby się spokojnie naszykować się do wyjścia.
Gdy wyszła z łazienki i przebrała się w codziennie ubrania zauważyła ze zdziwieniem, że na jej łóżku leży mały pakunek z przyklejoną złotą kokardką. Do kokardki była przyczepiona karteczka zapisana dość niewyraźnym pismem.
Specjalnie dla Ciebie, Lily - nowe puchate domowe zwierzątko.
Udanej Nocy Duchów!
R.
Zdziwiona Lily odpakowała prezent i szybko uchyliła pokrywkę.
- O nie!!! - z głośnym piskiem odskoczyła do tyłu przy czym wypuściła pudełko z rąk. Ciężko dysząc przywarła do ściany i poczuła, że robi jej się ciemno przed oczami. Z przewróconego pudełka na jej łóżko zaczęła powolnie wypełzać olbrzymia tarantula.
- Amy!!! AMY. - krzyknęła w rozpaczy dziewczyna, żeby wybudzić przyjaciółkę, która mocno spała.
Wrzasnęła tak głośno, że zaspana Amy od razu stanęła na nogi. Spojrzała zszokowana na Lily, która przyciskała się do ściany w najdalszym kącie ich dormitorium i wyglądała, jakby miała się rozpłakać albo zwymiotować.
- Pająk - wyjąkała z paniką w głosie - na moim łóżku.
Amy obejrzała się nadal nie rozumiejąca do końca, co się wydarzyło i przeniosła wzrok na łóżko Lily. Chodził po nim wielki, owłosiony pająk. Dziewczyna wzdrygnęła się na ten widok. Sięgnęła po różdżkę i powoli, z widocznym obrzydzeniem podeszła w jego kierunku.
- Wingardium Leviosa - powiedziała cicho i wstrzymując nieprzyjemne odczucia postarała się nakierować go z powrotem do pudełka po czym zamknęła mocno wieczko i odsunęła się jak najprędzej.
Mimo to Lily nadal nie ruszała się z kąta i czuła jak jej ciało raz po raz przechodzą dreszcze. Przymknęła oczy. Czuła niewyobrażalny strach przed wszelakim robactwem, szczególnie pająkami i było jej z tego powodu bardzo głupio, ale uczucie obrzydzenia było tak silne, że ani razu nie udało jej się go przemóc. Większość osób dowiedziała się o jej lęku w trzeciej klasie, gdy musiała stawić czoła boginowi. Zrobiła to, ale potem nie mogła spokojnie usnąć przez dwa tygodnie, bo przed oczami od razu stawał jej pająk olbrzymich rozmiarów zbliżający się szybko w jej kierunku. Opadła na podłogę i starała się uspokoić. W tym czasie Amy zdążyła zobaczyć kartkę przypiętą do pudełka z pająkiem.
- Co za pajac coś takiego zrobił!!! - krzyknęła oburzona patrząc ze współczuciem na przerażoną przyjaciółkę.
- Cały nasz rocznik wie, że panicznie boję się pająków - zaczęła Lily nadal nie otwierając oczu - ale mimo tego domyślam się, kto to mógł być.
Wstała powoli z pomocą Amy.
- Pozbądźmy się tego, błagam.
Amy sięgnęła po pudełko i ruszyła w kierunku drzwi, a za nią Lily zachowująca jednak dosyć solidny odstęp. Na dole w pokoju wspólnym już czekał James, a obok niego całą reszta huncwotów, którzy z całą pewnością słyszeli głośne krzyki dziewczyn. Wyszczerzył zęby na widok bladej Lily i Amy, która trzymała kurczowo w rękach przyszykowane przez niego pudełko.
- A wy gdzie się wybieracie tak wcześnie? Co tam trzymasz w rękach? - zapytał, robiąc niewinną minę. W tym momencie zrównoważona zazwyczaj Amy podbiegła bliżej i z furią cisnęła w niego pudełkiem.
- Czy ty oszalałeś Rogacz?! Lily mało nie dostała zawału, przecież wiesz, jak boi się pająków! - wrzasnęła.
- No wiem, że się boi, a dziś jest Noc Duchów, która chyba polega na baniu się, nie? Evans, jesteś prawie dorosłą czarownicą, chyba jesteś w stanie poradzić sobie z małym bezbronnym stworzonkiem? - zapytał przekornie i spojrzał w jej kierunku.
Ale Lily nie słuchała go, tylko uciekła kilka stopni wyżej i z przerażeniem wpatrywała się w kierunku pudełka, którym rzuciła Amy i z którego właśnie zaczęły wyłaniać się odnóża. Jej blada twarz zaczęła tym razem przybierać kolor zielonkawy. James uśmiechnął się kącikiem ust i podszedł do pająka, który zaczął powoli uciekać w kierunku fotela.
- Nie uciekaj pajączku - schylił się i złapał go w obie dłonie, na widok czego Lily poczuła, że zaczyna zbierać jej się na mdłości - Evans, zobacz jaki słodki, chcesz go pogłaskać? Trzeba mierzyć się ze swoimi lękami - zaczął powoli iść w jej kierunku.
Lily tego nie wytrzymała i zdecydowanym krokiem starając się zachować resztki godności i nie zacząć biec ominęła go i skierowała się w stronę portretu Grubej Damy. Zanim zamknęły się za nią drzwi usłyszała tylko krzyk Syriusza "Dobra Rogacz, wystarczy już, nie przeginaj!" i głośny śmiech Jamesa. Za chwilę dobiegła do niej Amy.
- Co za kretyn - skwitowała krótko. - Kazałam się pozbyć tego pająka, albo doleje im trucizny do kremowego piwa na dzisiejszych urodzinach. Lily, jak się czujesz? Chcesz iść do Wielkiej Sali na śniadanie? - spojrzała na przyjaciółkę, której twarz powoli zaczyna przybierać normalne kolory.
- Odechciało mi się tych urodzin Amy, kto wie, co oni jeszcze wymyślą? Oh, mam ochotę go zabić, skąd mam mieć pewność, że znowu dziś czegoś nie zrobi - policzki miała całe rozpalone z wściekłości i poczucia wstydu.
- Spokojnie, pozbędą się tego pająka, obiecali mi. Musisz go zignorować i tyle. Miałyśmy się dziś dobrze bawić i nie popsuje nam tego Potter i jego głupie żarty, ok? Zjedzmy coś i zabierzemy się za strojenie sali - dodała pogodnie. Lily kiwnęła głową mimo że wiedziała, że nie będzie w stanie niczego przełknąć.
***
Syriusz wraz z trójką przyjaciół wracali tajnym wejściem z Hogsmeade obładowani torbami ze smakołykami, kremowym piwem i Ognistą Whisky. Syriusz trochę boczył się na Jamesa, że aż tak wystraszył Lily, ale jednak w tym wypadku jego huncwocka natura wzięła przewagę i nie był w stanie nie roześmiać się na myśl o dramatycznej minie dzielnej zazwyczaj Lily przy starciu z małym pająkiem.
- Ale Rogacz, miałeś jej dzisiaj darować - mimo wszystko upomniał przyjaciela.
- No jasne i dotrzymam słowa - uśmiechnął się James - tak jak się umawialiśmy, na twojej urodzinowej imprezie nie będę jej zaczepiał. Imprezy jeszcze nie ma - uśmiechnął się szerzej. - Przyznasz, że jej reakcja była przekomiczna, nawet Remus się śmiał, widziałem - wycelował oskarżycielsko palcem w Lupina, ale ten tylko pokiwał głową z lekkim uśmiechem. - Poza tym te żarty to już tradycja. Ciekawe, jak zareaguje Vane na swoją nową fryzurę - dodał i wszyscy czterech parsknęli śmiechem.
***
- Lily. LILY. LILY!!! - Amy krzyczała coraz głośniej przyglądając się zszokowana swojemu odbiciu w lustrze.
- Co jest, nie mów że kolejny pająk! - Lily wbiegła do łazienki z taką prędkością, że prawie się poślizgnęła na mokrej podłodze, ale w ostatniej chwili złapała za framugę drzwi. Mimowolnie rozdziawiła buzię ze zdumienia. Amy zamiast swoich bujnych blond pukli miała na głowie loki koloru jaskrawej zieleni. Twarz miała za to koloru dorodnego buraka, a jej oczy wskazywały na to, że byłaby w stanie zamordować odpowiedzialną za to osobę gołymi rękami.
- Za. Bije. Ich. ZABIJE.
Zabrzmiało to tak dosadnie, że Lily aż się wdrygnęła. Amy rzadko kiedy dała się wyprowadzić z równowagi, ale w tym wypadku wyglądała, jakby jej słowa nie były żadną przenośnią.
- Poczekaj Amy, jak to się stało w ogóle? - Lily w ostatniej chwili złapała ją za rękę i udaremniła opuszczenie łazienki.
- Nie wiem, po prostu się szykowałam, umyłam włosy tym co zwykle - wskazała na szampony stojący na szafce obok umywalki. Lily chwyciła go w dłoń i zaczęła się uważnie przyglądać. Wyglądał tak jak zawsze z tą różnicą, że zamiast nazwy na jego etykietce dostrzegła inny niż zwykle napis.
"Szampon z nowoczesną formułą, który podkreśli kolor Twoich pięknych zielonych oczu. Ł&R"
Dziewczyny spojrzały po sobie i jakby ich oczy mogły zabijać to huncwoci z pewnością za chwilę padliby trupem. Amy potrafiła na szczęście szybciej niż Lily odzyskiwać spokój i wewnętrzną równowagę, odczekała chwilę i wzięła parę głębokich wdechów. Związała włosy w ciasny kucyk, jak gdyby nikt nic i zeszły razem do Pokoju Wspólnego. Na dole huncwoci rozpakowywali fanty zniesione z Hogsmeade i rozmawiali beztrosko nie zauważając ich przybycia. Amy stanęła za nimi i położyła ręce na biodrach.
- A ja chciałam ci pomóc dekorować salę - syknęła patrząc złowrogo na Syriusza.
Chłopcy wybici z rytmu obejrzeli się za siebie. Na jej widok jednocześnie ryknęli śmiechem, nie wyłączając Petera i Remusa.
- Tak jak napisałem Amelio, włosy idealnie pod kolor oczu - Syriusz był bliski płaczu.
- Dokładnie, baliśmy się, że wyjdzie bardziej zgniłozielony, ale jest idealnie - zawtórował mu James.
- Macie się tego natychmiast pozbyć. Nie wiem, jak to zrobicie, ale w tej chwili moje włosy mają być znowu w kolorze blond - odwarknęła.
- No.. ogólnie to jest taka sprawa... - zaczął Syriusz, a Amy mocniej zabiło serce.
- Tylko mi nie mów, że to nie zejdzie!!
- Zejdzie, zejdzie, spokojnie - włączył się do dyskusji Remus.
- Tak, możesz za to podziękować Lupinowi. My nie wiedzieliśmy do końca, jak użyć tego zaklęcia koloryzującego, żeby nie został ci na zawsze... ale na szczęście dzięki niemu ten stan potrwa tylko jakieś 48 godzin - Syriusz wyszczerzył się - Wyglądasz oszałamiająco, a teraz czy pomożecie nam udekorować salę na moje przyjęcie? - uśmiechnął się niewinnie.
Dziewczyny spojrzały po sobie zrezygnowane.
- Obiecujecie, że za dwa dni moje włosy wrócą do normalności, tak? Remus? - spojrzała błagalnie na chłopaka.
- Tak, będą identyczne jak przedtem - zapewnił ją.
- I obiecujecie, że już nic złego nam się dziś nie przydarzy? Nie obsypiecie nas robakami, nie podpalicie nam szat, nie obrzucicie błotem? - dodała się Lily ze zdegustowaną miną.
- Z ręką na sercu! - wykrzyknął Syriusz a James pokiwał gorliwie głową. - Dziś już nic was nie czeka, oprócz dobrej zabawy - dodał z uśmiechem.
***
Dziewczyny zabroniły zbliżać się chłopakom do przyszykowanych dekoracji, zaangażowały za to dwie bliższe koleżanki - Angelinę i Lizę. Zapomniały wkrótce o nieprzyjemnościach, które je rano spotkały i zajęły się zabawą, całkowicie wczuły w przygotowanie sali. Całość wyszła dosyć groteskowo. W powietrzu unosiły się lampiony zrobione z dyni przeplatane kolorowymi balonami, ze ścian zwisały pajęczyny, ale też kolorowe lampki.
- I jak ci się podoba, jubilacie? - Lily podeszła do Syriusza przyglądającego się ich dziełu.
- Ekstra, Lily! Kula dyskotekowa koło której latają nietoperze to jest całkowicie mój klimat - krzyknął z entuzjazmem.
- Jakby nie twoje urodziny to bym się do ciebie dziś nie odezwała.
- Nie wiedziałem, że on tam wpakuje pająka. Naprawdę. Myślałem że to będzie coś mniej obrzydliwego - skrzywił się.
- Potem prawie na mnie z nim wpadł, a ty nie zareagowałeś.
- Nie podszedłby z nim do ciebie, chciał cię tylko nastraszyć. Pamiętaj, co mi obiecałaś na dziś.
- Pamiętam, pamiętam. Wszystkiego najlepszego, Łapo - przytuliła się z uśmiechem do jego ramienia i wręczyła mu mały pakunek.
- Ojej, Lily, nie trzeba było...
- To drobiazg. Otwórz. - uśmiechnęła się.
Syriusz otworzył wieczko małego pakunku. W środku na granatowej poduszeczce leżał rzemyk z naplecioną srebrną zawieszką w kształcie łapy psa.
- Nie wiem, skąd ten pseudonim, ale wiem, że go lubisz. Będziesz miał pamiątkę na stare lata.
- Ale super Lily, od razu to zakładam! - odłożył pudełko i poprosił ją o pomoc przy zaplątywaniu rzemyka na nadgarstku. Lily pomogła mu, po czym zadecydowała:
- Zejdźmy lepiej na kolację, bo nauczycieli może zadziwić brak obecności tylu Gryfonów podczas Nocy Duchów.
***
Noc Duchów jak zawsze była niezwykłym przeżyciem. Ozdoby w całej Wielkiej Sali dodawały mrocznej scenerii do występu, które przygotował każdy duch mieszkający w Hogwarcie. Tym razem entuzjazmu wielu uczniom dodawał fakt, że to wszystko jest tylko wstępem do urodzin, które hucznie miał świętować jeden z najpopularniejszych chłopaków w szkole. Fakt, że wszystko musiało odbyć się w tajemnicy przed nauczycielami, bo inaczej wdaliby się w spore tarapaty tylko dodawał młodym ludziom adrenaliny. Roześmiani i z pełnymi brzuchami udali się na nowo do Pokoju Wspólnego. Jak tylko ostatni z młodszych uczniów wybrał się w końcu do swojego dormitorium (do czego zmusiło go mało delikatne nagabywanie Jamesa) Remus zabrał się za rzucanie naokoło zaklęcia wyciszającego, a Peter i James dokładnie przestudiował po kryjomu Mapę Huncwotów w celu sprawdzenia, czy każdy z nauczycieli jest już w swojej sypialni. Syriusz i Amy starali się uruchomić odtwarzacz płyt winylowych, aż końcu w pokoju zabrzmiała radosna, taneczna muzyka.
Syriusz rozejrzał się po sali. Była pełna osób, które znał bardzo dobrze, ale części z nich w ogóle nie kojarzył. Nie przeszkadzało mu to, wszyscy naprawdę się postarali, żeby to było wyjątkowe święto. Na ścianie wisiał wielki plakat zmieniający kolory i wygłaszający hasło "Żyj nam sto lat kochany Łapo". Każdy był odświętnie ubrany i uśmiechnięty, nawet Amy, która zacisnęła włosy w ścisły kok z tyłu głowy, żeby zielony kolor nie odznaczał się aż tak bardzo - choć efekt jej starań był raczej marny.
W końcu wśród tłumu pojawiła się jego wyczekana przyjaciółka. Uśmiechnął się na jej widok. Był wdzięczny za swoich przyjaciół i za starania, jakie włożyli w to przyjęcie.
- Rozkręćmy tą imprezę! - rzucił do niej i od razu porwał ją do tańca.
Nie potrzebowali dużo czasu, żeby zacząć się bawić. Takie wydarzenie nie było codziennością życiu dorastających czarodziejów. Ostatnio taki tłum zawitał w Pokoju Wspólnym rok temu po wygraniu przez Gryffindor pucharu Quidditcha, więc każdy chciał wykorzystać tę okazję jak najbardziej intensywnie.
Po jakimś czasie Syriusz tańczył z coraz to nowymi osobami, a James stał otoczony wianuszkiem dziewcząt i opowiadał coś z przejęciem, na co one na zmianę kiwały głową i wybuchały śmiechem. Był w centrum uwagi i w swoim żywiole, ale nagle jego wzrok padł na siedzącą samotnie Lily. Przeprosił dziewczyny i podszedł do niej.
- Proszę Panno Evans, przyda ci się trochę wyluzować - dosiadł się do niej i podał jej szklankę napełnioną płynem bursztynowego koloru.
Lily zdziwiona sięgnęła po szklankę, powąchała zawartość i skrzywiła się.
- Nie pijam alkoholu - chciała oddać mu szklankę, ale zdążył zabrać dłoń.
- Trochę ci nie zaszkodzi. A może nawet pomoże - uśmiechnął się do niej przekornie.
- Ty już chyba za dużo wypiłeś, mimo że impreza ledwo się zaczęła, skoro tytułujesz mnie panną Evans.
- Syriuszowi zależy, żebyśmy się dziś dogadali. A jeśli jemu na czymś zależy to mi też.
- Mhm i żeby rozpocząć naszą znajomość od nowa postanowiłeś dziś rano wystraszyć mnie na śmierć? - fuknęła.
- Przepraszam za to. Szczerze. - dodał widząc jej nieufne spojrzenie. - Wiedziałem, że boisz się pająków, ale nie sądziłem, że aż tak panicznie. Nie chciałem cię aż tak zestresować, głupio mi, że tak wyszło. Możemy to puścić w niepamięć?
Lily niechętnie kiwnęła głową, ale nie była w stanie stwierdzić, czy chłopak mówi szczerze, czy udaje, żeby nie generować kolejnego konfliktu podczas urodzin Syriusza.
- No to napijmy się. Za nasz chwilowy rozejm - uśmiechnął się i podniósł swoją szklankę z whisky.
Lily upiła łyk i poczuła jak piekąca substancja w sekundę roznosi się po jej krwiobiegu i robi jej się dużo cieplej.
James też upił sporą ilość i zamiast zgodnie z oczekiwaniem Lily wrócić do koleżanek głębiej rozsiadł się w fotelu.
- Tak się zastanawiam Evans... myślałem trochę o tej całej sytuacji, no i Łapa zna się na ludziach, nie ufa byle komu i starannie dobiera przyjaciół. Wniosek z tego taki, że nie możesz być aż taka zła - uśmiechnął się do niej, żeby nie odebrała jego słów jako kolejnej zaczepki - Druga opcja jest taka, że rzuciłaś na niego jakieś zaklęcie, ale tej opcji na razie nie rozważam. Remus mówił mi, że to by była bardzo zaawansowana magia.
Lily mimowolnie parsknęła śmiechem i wypiła kolejny łyk alkoholu. Z każdym kolejnym czuła się coraz bardziej błogo mimo że smak napoju był dla niej okropny.
- W sumie... tak naprawdę nie mieliśmy nawet okazji porozmawiać - zaczęła niechętnie wysilając się, żeby zgodnie z prośbą Syriusza przezwyciężyć swoje uprzedzenie do chłopaka. - Może ty też nie jesteś taki zły. Jak rozmawialiśmy chwilę wtedy w pokoju wspólnym, jak przyznałam ci się, że mój chłopak... to znaczy były chłopak... ze mną zerwał. Starałeś się mnie pocieszyć. Chyba.
James spojrzał na nią przenikliwym wzrokiem i kiwał głową na znak, że pamięta tę sytuację.
- Wiem co nieco na ten temat. Wsparcie się przydaje - mruknął jakby bardziej do siebie nie patrząc na dziewczynę. Lily szczerze się zdziwiła. Czy James zasugerował, że ma jakieś trudne przejścia z dziewczynami, które w większości przypadków miał praktycznie na skinienie palca?
- Byłeś w takiej sytuacji? Jaka osoba, która zrywa czy zrywający? - odparła z przekąsem, ale zignorował to i ocknął się szybko ze swoich myśli.
- Nieważne, stare dzieje. - trochę się zmieszał i wypił olbrzymi łyk alkoholu.
- A pamiętasz - zaczął szybko, jakby ze strachem, że Lily jednak będzie drążyła ten temat - jak do ciebie podszedłem i udawałem, że nie pamiętam twojego imienia?
- Ciężko byłoby zapomnieć...
- Teraz to wydaje się głupie, ale strasznie mnie zdenerwowałaś. Na starcie wzięłaś mnie za jakiegoś idiotę i nie chciałaś podjąć tematu mimo moich prób. Byłem jednocześnie zły na ciebie, a z drugiej strony strasznie mi się podobałaś no i muszę przyznać, że ugodziłaś moją dumę - uśmiechnął się szeroko.
- Podobałam? Teraz sobie żartujesz ze mnie - orzekła nieufnie. Chłopak roześmiał się.
- Daj spokój Evans, to, że mamy ze sobą trudne relacje nie oznacza, że nie widzę, jaka jesteś ładna. Myślałem, że tamten wieczór zakończy się jakoś milej, a ty mnie tak brutalnie zbyłaś - westchnął teatralnie - No dobra, posłodziłem ci trochę, a teraz daj uzupełnię ci szklankę, bo widzę, że ją z tych emocji całą opróżniłaś - wyszczerzył się do niej ponownie przerywając atmosferę powagi.
Dziewczyna nadal w lekkim szoku zrobiła to, o co prosił i odprowadziła go wzrokiem.
***
Po kolejnej godzinie podtykania Lily szklanek z alkoholem przez różne osoby już mocno huczało w głowie. Dużo tańczyła z Syriuszem i Amy, śmiała się i nie pamiętała, kiedy ostatnio była w tak dobrym humorze. Po kolejnym szaleńczym tańcu tym razem z Remusem postanowiła przysiąść na chwilę i odpocząć. Miała sporą trudność z koncentracją, więc po prostu obserwowała wirujące na parkiecie pary i zerkała na Jamesa, który stał bardzo blisko dziewczyny, której imienia nie pamiętała.
- Fajnie ci ten taniec wychodzi - nagle ktoś wyrwał ją z tego stanu. Koło Lily dosiadł się wysoki, silnie zbudowany blondyn. Lily dosyć mocno zamroczona alkoholem poczuła, jak tętno jej przyspiesza. Chłopak wydał jej się być niezwykle przystojny. Jedyne na co było ją stać w tym momencie to wdzięczny uśmiech.
- Lily Evans, zgadza się?
- Tak.. przepraszam, ale chyba się nie znamy.
- Z przykrością stwierdzam, że nie mieliśmy okazji porozmawiać. Chłopak przedstawił się, powiedział, że jest na siódmym roku i uścisnął jej dłoń. Lily poczuła, że policzki zaczynają ją piec.
Od tamtej pory nie opuściła kanapy przez ponad godzinę. Jak zahipnotyzowana słuchała słów chłopaka, śmiała się z jego żartów i opowiadała niezwykle dużo o sobie, co było do niej niepodobne. Alkohol zdecydowanie dodawał jej odwagi i pewności siebie. Chłopak był wyraźnie zachwycony jej osobą i pod wpływem rozemocjonowanej rozmowy zorientowali się, że siedzę koło siebie tak blisko, że stykali się kolanami. Nagle dziewczyna z zakłopotaniem stwierdziła, że od jakiegoś czasu trzyma swoją rękę na jego nodze. Szybko ją zabrała, ale ten zauważył jej mało zgrabny ruch. Popatrzył na jej twarz i zapytał o coś, nad czym zastanawiał się przez cały wieczór.
- Lily, wybacz, że pytam, ale... czy ty przypadkiem nie masz chłopaka?
Lily skrzywiła się. Wspomnienie byłego chłopaka zaczęło budzić w niej irytację i powróciło poczucie krzywdy towarzyszące jej od kilku tygodni.
- Miałam. Ale już nie mam. I bardzo się cieszę, bo dzięki temu mogę tu teraz siedzieć z tobą. Jesteś najprzystojniejszym chłopakiem, jakiego znam - dziewczynie wyraźnie plątał się język i nie kontrolowała za bardzo wypowiadanych przez siebie słów. - I wiesz co, mam straszną ochotę cię pocałować.
Nie czekając na jakąkolwiek reakcję przysunęła się do niego i bezceremonialnie wpiła się mocno w jego usta. Chłopak na sekundę znieruchomiał, ale jak dotarło do niego, co się dzieje to delikatnie odwzajemnił pocałunek. Po chwili ujął twarz dziewczyny w obie dłonie i lekko odsunął ją od siebie i spojrzał na nią z uśmiechem.
- Lily, uwierz mi, że naprawdę mi to schlebia i mam równie dużą ochotę cię całować, ale nie chciałbym, żebyś tego rano żałowała i kojarzyła mnie z jakimś alkoholowym wybrykiem, w porządku? - spojrzał na nią wyczekująco, a do Lily dopiero po tych słowach zaczęło docierać, co tak właściwie zrobiła. Odwróciła się zakłopotana w bok i pierwsze, co w tej chwili zobaczyła to twarz szczerzącego się do niej z daleka Jamesa, który widocznie obserwował ich od dłuższego czasu i czerpał z tej sytuacji niesamowity ubaw.
- Oh Boże, przepraszam cię, nie wiem co mi odbiło! Nigdy się tak nie zachowuję.... - odsunęła się szybko od blondyna i spojrzała zawstydzona na ziemię.
- Nie przejmuj się Lily. To było bardzo miłe. Mam nadzieję, że dla ciebie też.
- Tak... było miłe. Wybacz, muszę cię na chwilę przeprosić - Lily czuła na sobie roześmiany wzrok Jamesa i było jej tak niesamowicie głupio, że zrobiła pierwsze, co jej przyszło na myśl, czyli postawiła wymknąć się do swojego dormitorium. Szukała przez chwilę Amy, ale ta była zajęta rozmową z Remusem i wyglądała, jakby miała równie mocno zaburzony kontakt z rzeczywistością. Poza tym Lily poczuła, że robi jej się niedobrze od nadmiaru alkoholu. Niestety James dogonił ją tuż przed schodami prowadzącymi do dormitorium.
- No no, ładnie Evans. Kto by pomyślał, że taka z ciebie flirciara - zagrodził jej drogę swoim ciałem. Widoczną przyjemność sprawiało mu patrzenie na zakłopotaną Lily.
- Potter na prawdę zejdź mi z drogi, bo inaczej... bo inaczej na ciebie zwymiotuje - zbladła i złapała się kurczowo za poręcz. James pokręcił głową z dezaprobatą.
- No właśnie widzę, dlatego nie mogę pozwolić ci iść samej do dormitorium do którego już się nie dostanę i nie wiadomo, co się tam z tobą stanie. Lepiej wyjdźmy na korytarz, otworzymy tam szerzej jakieś okno. Tutaj nie ma co ryzykować, że ktoś potem z niego wypadnie - mruknął omiatając wzrokiem tłum krzyczących ludzi naokoło.
Lily nie miała siły protestować, dała złapać się za ramiona i przeprowadzić przez tłum. Wyszli z Pokoju Wspólnego i po cichu doszli do najbliższego okna, które James od razu otworzył na oścież. Usiedli na kamiennych schodkach blisko niego. Dzięki zaklęciu, którym wcześniej zajął się Remus, panowała tu spokojna i kojąca cisza.
- Masz - podał jej karafkę z wodą, którą w międzyczasie zabrał ze stołu - pij jak najwięcej, to ci pomoże.
Przenikliwa cisza, zimny listopadowy wiatr chłostający jej twarz i wypita łapczywie woda spowodowały, że Lily poczuła się znacznie lepiej i powoli zaczęła odzyskiwać jasność umysłu. Oparła się czołem o kamienną ścianę i jęknęła.
- Nie ma na ten stan jakiegoś zaklęcia?
- Pewnie jest, ale chyba uczą go dopiero na siódmym roku - odparł James, na co Lily się roześmiała. Po dłuższej chwili ciszy odważyła się na niego spojrzeć.
- Jest mi strasznie wstyd - stwierdziła zakłopotana.
- Ahh Evans, nie przejmuj się. Nie takie rzeczy robiłem po alkoholu - wyszczerzył się - całowanie się z blond przystojniakiem to nie jest najgorsza rzecz, która mogła ci się przytrafić - puścił do niej oczko.
- Mniemam, że i tak będziesz to teraz wykorzystywał przeciwko mnie? - Zapytała z nadzieją, że zaprzeczy. Udał, że zastanawia się nad odpowiedzią.
- Hmmm, oj będę i to bardzo długo - był widocznie bardzo rozbawiony.
Lily westchnęła i przymknęła oczy, ale zaraz tego pożałowała, bo świat wokół niej zaczął wirować.
- Czemu tak właściwie się mną zaopiekowałeś?
- Syriusz poprosił, żebym miał na ciebie oko jak widział, że zerujesz trzecią szklankę - cały czas się uśmiechał.
- Ty nie wyglądasz na pijanego, a też sobie nie szczędziłeś - odburknęła.
- Znam swoje możliwości Evans, a dziś planowałem kontrolować sytuację, żeby Łapa nie wpakował się w tarapaty z powodu pałętającego się tu nauczyciela. I żeby ratować damy takie jak ty z opresji.
Lily popatrzyła na niego. Mimo że cały czas żartował i ją zaczepiał to nie robił tego w taki sposób, jak zwykle, żeby ją wyśmiać albo zdenerwować. Raczej starał się ją rozbawić i wyglądał na naprawdę zatroskanego jej stanem.
- Naprawdę dbasz o Syriusza, prawda?
- No jasne, że tak. Bardziej, niż o samego siebie.
Znowu siedzieli przez chwilę w ciszy.
- No i jak, lepiej się czujesz?
- Lepiej. Możemy już wracać.
- Czekaj, czekaj, Evans, nie tak szybko. Łapa prosił, żebym dał ci szansę. Tak więc uznałem, że w ramach przełamywania lodów chciałbym, żebyś wymieniła moje trzy pozytywne cechy - zmrużył oczy i uśmiechnął się przebiegle.
- Że co? To jest ten twój świetny pomysł, żeby się do mnie przekonać - mam cię za coś pochwalić?
- Tak. Ale spokojnie, potem ja też wymienię trzy cechy, które w tobie lubię. O ile zdołam aż tyle wymyślić. Nie zaczniemy ze sobą normalnie rozmawiać, jak nie zaczniemy postrzegać się w mniej negatywny sposób - był widocznie dumny ze swojego pomysłu.
Lily nieco zdziwiona, że James wziął sobie aż tak do serca prośbę Syriusza zaczęła się zastanawiać.
- No dobrze. - zaczęła powoli - Jesteś dobrym przyjacielem, jak widać. Myślę, że zrobiłbyś dla nich wszystko, szczególnie dla Syriusza. Poza tym... dobrze grasz w Qudditcha.
- Nie wymiguj się Evans, to mają być cechy charakteru.
- Ech. W takim razie, jesteś bardzo pewny siebie i odważny. To dobre cechy, może u ciebie są aż nazbyt nasilone, ale ogólnie rzecz biorąc można to uznać za zaletę. No i czasem, jak rozmawiamy sam na sam to masz przebłyski bycia miłym i inteligentnym człowiekiem, który chce mi powiedzieć coś sensownego, zamiast mnie zdenerwować. Póki co nie mam więcej pomysłów - dokończyła.
- Okej, widzisz, nie było tak trudno. No, to wystarczy na dziś, możemy wracać - wstał szybko.
- Chwila, przecież, ty też miałeś...
- Co za dużo to nie zdrowo Evans. Przyjdzie na to czas, masz moje słowo - podał jej rękę i pomógł wstać.
Lily była wykończona i psychicznie i fizycznie, nie miała siły nawet się oburzyć, że zmusił ją do wyznań i wymigał się od swoich. Złapała go za rękę i udali się do Pokoju Wspólnego, po czym pożegnali się i rozeszli w swoje strony - ona do dormitorium, a on do opuszczonej wcześniej czarnowłosej dziewczyny.
***
Dochodziła czwarta w nocy. Większość osób już wróciło do swoich pokoi, zostało jeszcze paru siódmoklasistów. Peter spał w kącie, Syriusz siedział na kanapie wyraźnie senny, a obok niego Remus studiował świstek pergaminu - James domyślił się, że kontrolował, czy nikt niepożądany nie zbliża się w kierunku pokoju Gryfonów.
- Jak tam urodziny, Łapa? - James dosiadł się obok przyjaciół i zdał sobie sprawę, jak bardzo jest zmęczony.
- Ekstra, Jim, naprawdę, nie sądziłem, że to będzie aż tak huczne wydarzenie! - chciał odkrzyknąć, ale nie udało się to przez dosyć mocno zachrypnięty głos. - Gdzie ty byłeś tyle czasu?
- Pilnowałem, żeby Evans nam nie zeszła od zatrucia alkoholowego. Zgodnie z twoim życzeniem.
- Dzięki stary. Jak ona się czuje? Widziałam, że trochę popłynęła.
- Oj chyba i tak ominęło cię najlepsze - uśmiechnął się, ale nie kontynuował wątku, a Syriusz chyba tego nie dosłyszał.
- I co, pogadaliście trochę?
- Trochę tak. Obyło się bez sprzeczek. No ale dobra, czas zgarniać to towarzystwo. Ja się tym zajmę, a wy lepiej posprzątajcie wszystkie ślady dzisiejszej zbrodni.
James zaczął podchodzić do każdego z osobna z informacją, że czas się zbierać.
Gdy zostali sami podszedł ponownie do Syriusza.
- Mam dla ciebie mały prezent, Łapa. Ale widzę, że... - spojrzał zdezorientowany na nadgarstek przyjaciela - że już taki masz.
Syriusz spojrzał na niego pytająco, a on w tym czasie uchylił pokrywkę od trzymanego w rękach prezentu. W środku znajdował się rzemyk z naplecioną zawieszką w kształcie łapy psa, z tym że ta była dla odmiany drewniana. Syriusz uśmiechnął się, zdjął drewnianą zawieszkę z rzemyka i przeplótł ją na ten, który już znajdował się na jego ręce.
- Ten jest od Lily. Ale zobacz, mam miejsce na dwa. - pokazał przyjacielowi nadgarstek. James pokręcił głową.
- No dobra, niech będzie. Żyj nam sto lat, przyjacielu - uściskał go serdecznie i wspólnie zawlekli się do dormitorium.
aAle szybko piszesz, wchodzę sprawdzić, co nowego a tu już dwie notki :p Zabieram się za czytanie
OdpowiedzUsuńKate