poniedziałek, 11 maja 2020

(7) Spotkanie nie takie złe, jakby się mogło wydawać

- Evans! Evans, zaczekaj! - James podbiegł do niej widząc ją na korytarzu.

- Zobacz, zaliczyłem! - wrzasnął, gdy odwróciła się w jego kierunku i wręczył jej kilka stron zapisanego pergaminu z takim impetem, że na moment straciła równowagę. Na górze pierwszej strony była napisana wielka ocena 30/30 i dopisek drobnym druczkiem Gratulacje Panie Potter, w końcu wziął Pan moje zajęcia na poważnie. Oby tak dalej!

- To znaczy no... ty zaliczyłaś. Ale z własnej woli pod moim imieniem i nazwiskiem - szczerzył się rozradowany i lekko bujał na nogach. - Dzięki, Evans.

Dziewczyna spojrzała na niego uważnym wzrokiem i nic nie powiedziała. James zmarszczył brwi i zakłopotany brakiem reakcji zmierzwił sobie nieświadomie włosy.

- Znaczy no ee... jeśli zmieniłaś zdanie to powiem, że to tak naprawdę twoja praca, bo przeze mnie chyba masz to teraz niezaliczone...

- Co...? A, nie! Nie, wszystko okej, cieszę się, że mogłam pomóc - Lily wyrwała się z zamyślenia i uśmiechnęła lekko. Nie wiedziała dlaczego, ale powrót zachowania Jamesa do normalności sprawił jej znaczną ulgę.

- No dobra. To dzięki raz jeszcze. I tak sobie pomyślałem, że skoro mam ci się odwdzięczyć to może dasz się namówić na wizytę w Trzech Miotłach i darmowe kremowe piwo?

- Mówiłam ci, że nie musisz mi się odwdzi...

- ... a poza tym - kontynuował nie zważając na jej słowa - obiecaliśmy Syriuszowi, że postaramy się jakoś dogadać. Możemy spróbować to wszystko jakoś razem połączyć.

Lily już otwierała usta, żeby się od tego wymigać, ale jego twarz wskazywała na to, że nie przyjmie on do wiadomości żadnego sprzeciwu.

- No dobra to jesteśmy umówieni. Następna sobota o 16 - skwitował i już miał się odwrócić.

- Ale chwila! - krzyknęła.

- No co jest?

- Przecież w sobotę nie ma ustalonego żadnego wyjścia do Hogsmeade - powiedziała zdziwiona. James uśmiechnął się łobuzersko.

- O nic się nie martw Evans, mam swoje sposoby.

*

Nadeszła sobota. Lily wraz z Amy zeszły na obiad do Wielkiej Sali rozmawiając na jakiś temat i co chwila chichocząc, gdy nagle ze zdumieniem stwierdziły, że miejsce, które zazwyczaj wybierały jest już przez kogoś zajęte. Siedziała tam dziewczyna, której ani razu wcześniej nie widziały. Była szczupła, miała długie kruczoczarne proste włosy sięgające prawie do pasa i lekko skośne oczy. Jej egzotyczna i delikatna uroda bardzo się odznaczała. Była widocznie mocno zdezorientowana i speszona, siedziała w samotności powoli kończyła swoją porcję zapiekanki całkiem nieświadoma, że trzej siedzący niedaleko po przeciwległej stronie chłopcy bezwstydnie wlepiają w nią swoje oczy.

Dziewczyny skierowały się właśnie w tamtym kierunku.

- Gdzie Remus? - zapytała Lily.

- Wróci wieczorem, wczoraj była pee... wnie jego mama gorzej poczuła się - szybko poprawił się Syriusz.

- A kto to jest? - szepnęła Amy dosiadając się między Peterem a Syriuszem.

- Jakaś nowa dziewczyna - odszeptał Peter.

- Niestety na tym kończy się nasza wiedza o tej zagranicznej piękności - westchnął Syriusz nie zdejmując z niej natarczywego wzroku.

- Ale już doszły do nas plotki, że przeniosła się tutaj z Beauxbatons i jest na naszym roczniku - dodał James mimo ust pełnych ziemniaków, zainteresowany obcą dziewczyną trochę mniej niż cała reszta.

Amy i Lily spojrzały po sobie niezadowolone. Do głowy przyszła im ta sama myśl - jeśli James ma rację one jako jedyne mają aż dwa łóżka wolne w dormitorium.

*

- Co ty Lily taka nieswoja przed randką? - zagadała do niej Amy po powrocie do pokoju.

- Po pierwsze to nie randka, mówiłam ci to już jakieś tysiąc razy. A po drugie no nie wiem, jakoś... denerwuję się - przyznała niechętnie Lily. - O czym ja mam z nim w ogóle gadać?

- Przecież dużo czasu ostatnio spędzamy z huncwotami. W sumie nie wiem nawet, dlaczego - zmarszczyła brwi w odpowiedzi.

- No tak, ale jesteśmy wtedy wszyscy razem, a sam na sam rozmawiałam z nim może ze trzy razy w życiu i w sumie trwało to może jakieś piętnaście minut. A teraz czeka mnie całe długie wyjście.

- A tak swoją drogą to wiesz w ogóle, jak on ma zamiar się dostać do Hogsmeade?

- Nie mam pojęcia - wzruszyła ramionami.

- A jeśli planuje wyprowadzić cię do Zakazanego Lasu i tam zostawić na pastwę dzikich zwierząt i mieć Syriusza już tylko dla siebie? - powiedziała Amy konspiracyjnym szeptem na co Lily parsknęła śmiechem i pacnęła ją lekko w czoło.

- Nie przejmuj się Lily, James to przecież straszliwy gaduła. Na pewno nie czeka was krępująca cisza, prędzej zagada cię na śmierć. Lepiej pomyśl w co się ubierzesz na tę randkę.

- To nie randka - fuknęła na nią ponownie, ale posłusznie zaczęła wybierać ubrania ze swojej szafy. Przebranie się w coś bardziej luźnego niż szkolne szaty było dla niej miłą odmianą. Amy wczuła się bardzo w całą sytuację i wymusiła na Lily, żeby dała się jej pomalować mocniej niż zwykle. Obejrzała się w lustrze po raz ostatni i ruszyła na dół. James czekał o umówionej godzinie przy miejscu, które sam wybrał, czyli przy posągu jednookiej wiedźmy, co dla Lily było całkowicie niezrozumiałe, bo nie znajdowały się tam żadne drzwi. Postanowiła nie wypytywać tylko zaciekawiona przekonać się, co ją czeka.

James na jej widok ukłonił się teatralnie, chwycił ją za dłoń, którą następnie musnął ustami.

- Witam panno Evans. Zapraszam na niezapomniany wieczór pełen wrażeń z najprzystojniejszym mężczyzną, jakiego dane ci było poznać.

Lily parsknęła śmiechem i pokręciła głową. Szczególnie rozbawił ją wyraz "mężczyzna" w ustach roześmianego chłopca z rozwichrzoną fryzurą i w nieco pomiętej błękitnej koszuli. Powstrzymała się jednak od komentarza, żeby nie zaczynać ich spotkania od zaczepki. Pomyślała o Syriuszu. Skoro on go lubi to nie może być aż taki okropny.

- No dobrze, to jaki jest plan? - zapytała wyczekująco.

Uśmiechnął się i wskazał na posąg stojący obok nich.

 - Zapraszam - powiedział zachęcająco, podszedł do niego i mruknął zaklęcie: - Dissendium.

Nagle posąg się rozsunął tworząc coś w rodzaju wejścia do tunelu. Weszli do bardzo ciemnego korytarza i światła z ich różdżek nie bardzo polepszały tę sytuację. Lily trochę przestraszona szła niepewnie tuż obok niego. Nagle potknęła się o coś, co prawdopodobnie było kamieniem, ale James zdołał ją złapać w ostatniej chwili tuż przed upadkiem.

- Uważaj Evans, Syriusz wie, że jesteś ze mną i zagroził, że jak cię uszkodzę to zabije mnie podczas snu - powiedział i ułożył rękę w taki sposób, żeby mogła chwycić go pod ramię, ale Lily stała ze skwaszoną miną i zaplotła dłonie na piersiach

- Ani mi się śni - odparła.

- Oh, i to ja niby jestem uparty - westchnął i bezceremonialnie wepchnął jej dłoń pod swoje ramię i ruszył do przodu. Szli kilka minut w ciszy, aż w końcu Lily zapytała:

- Tędy dojdziemy do Hogsmeade?

- Tak, wyjdziemy prosto do piwnicy Miodowego Królestwa, trzeba będzie zwinnie wmieszać się w tłum i już na spokojnie dojdziemy prosto do Trzech Mioteł. No chyba, że jesteś w romantycznym nastroju i chcesz się wybrać na randkę do Herbaciarni u Pani Puddifoot? - dał jej kuksańca w bok mając na myśli miejsce, gdzie przebywały głównie zakochane pary.

- Podziękuję - odparła wzdrygając się, na co chłopak wybuchnął śmiechem.

- Nie jesteś zbyt romantyczna, co?

- Już nie - mruknęła. - W każdym razie, skąd wiesz o tym przejściu?

- Oh, to tylko jedno z wielu tajnych przejść poukrywanych w zamku. Na drugim i trzecim roku strasznie się tym pasjonowaliśmy z chłopakami i zaczęliśmy szukać różnych nieznanych wyjść i pomieszczeń... To jest bardzo bezpieczne, bo nikt poza nami o nim nie wie - powiedział z nieukrywaną dumą w głosie.

- A gdzie są te inne przejścia? - dopytała.

- Tajemnica - uśmiechnął się i widząc jej zawiedzioną minę szybko dodał: - Może kiedyś ci pokażę, jak będziesz dla mnie miła. O, już widać wyjście.

Dotarli do drzwi przez które przebijała się licha wiązka światła.

- Słuchaj, teraz wyjawię ci pewną tajemnicę. Ale musisz obiecać, że nikomu, ale to nikomu o tym nie powiesz, nawet Amy! - pogroził jej palcem wskazującym.

- Wszystko mówię Amy - odparła.

- Ale tej jednej rzeczy nie powiesz. Obiecaj.

Niechętnie skinęła głową. Była zbyt ciekawa, żeby się mu przeciwstawiać. James wyciągnął z torby coś, co wyglądało na bardzo lekki srebrzysty materiał.

- Patrz uważnie - i zwinnym ruchem narzucił go na siebie.

Lily zamrugała dwa razy, bo niedowierzała własnym oczom. James zniknął. Nie zdążyła zareagować, gdy poczuła, jak coś puka ją w ramię. Wzdrygnęła się ze strachem i obróciła za siebie ściskając mocniej różdżkę - wtedy James szybko ściągnął z siebie pelerynę. Była trochę obrażona, że ją tak nieoczekiwanie wystraszył, ale jeszcze większe było poczucie ulgi, że znowu go widzi i że jednak nie oszalała.

- Jak ty to zrobiłeś? - zapytała.

- To peleryna-niewidka. Dostałem ją od mojego ojca. Myślisz, że jak udało nam się porozrzucać te wszystkie łajnobomby na pierwszaków dwa lata temu i nikt nas o to nie posądzał?

- Wiedziałam, że to wy - mruknęła.

James narzucił na nich pelerynę i przeprowadził przez piwnicę tłumaczą jej, jak muszą się poruszać, żeby nikt ich nie zauważył. Dziewczyna trochę zestresowana tym przemykaniem robiła dokładnie to, o co prosił i za chwilę wyszli na zewnątrz, na mroźną pogodę. Zrzucili z siebie pelerynę i ruszyli w kierunku Trzech Mioteł.

W pubie było przyjemnie ciepło. Lily wybrała stolik najdalej od drzwi, blisko kominka, usiadła i zdjęła płaszcz. James w tym czasie poszedł do baru po dwa kremowe piwa i wrócił z... dwoma szklankami napełnionymi grzanym miodem.

- James, nie no przecież...

- Mówiłaś, że zmarzłaś, więc musisz się rozgrzać - stwierdził i położył przed nią szklankę.

- Jak ci się udało to wyprosić? - zapytała. Napój ten w dużej mierze składał się z alkoholu.

- Wiesz przecież, że jak chcę to potrafię wykorzystać mój urok osobisty - westchnął teatralnie. Lily przewróciła oczami.

- Mam złe wspomnienia z alkoholem - mruknęła, ale uśmiechnęła się niewyraźnie.

- Ah, no tak. Widok ciebie rzucającej się na Alana na zawsze w moim sercu - wyszczerzył się - a wiesz, podobno chciał do ciebie podejść kilka razy na korytarzu, ale poddał się, jak się zorientował, że za każdym razem, gdy go widzisz to uciekasz.

- Że co? Wcale nie uciekałam...

- No dobrze, dobrze, w takim razie na jego widok przypadkowo za każdym razem znacznie przyspieszałaś kroku lub zmieniałaś kierunek - pokręcił głową. - No sprawiłaś nieco przykrości naszemu biednemu kapitanowi.

- Rozmawiałeś z nim o tym?

- Sam zaczął temat, bo zauważył, że potem wyszliśmy na mały ocucający spacer po korytarzu i chciał się upewnić, czy nie chodzimy na potajemne schadzki - Jamesowi jej zakłopotanie sprawiało coraz większą frajdę. - Podobno bardzo dobrze wam się rozmawiało, zanim postanowiłaś się na niego rzucić.

Lily spojrzała wymownie w sufit i w końcu powiedziała:

- Ja nie wiedziałam, że on jest kapitanem drużyny.

James popatrzył na nią zbity z tropu.

- Że co?

- No... nie wiedziałam. Nie ogłaszali oficjalnie, kto nim został odkąd Liam skończył szkołę. Zorientowałam się dopiero na meczu.

Lily złapała za szklankę z miodem i zaczęła przekładać ją z ręki do ręki. James musiał się bardzo postarać, żeby nie wybuchnąć śmiechem.

- Niemożliwa jesteś Evans. Zorientowałaś się, że twój tajemniczy przystojniak jest kapitanem drużyny Quidditcha i nawet to nie zachęciło cię do podjęcia rozmowy? Musisz mieć bardzo wysokie wymagania.

- Mógłby być nawet z rodziny królewskiej, ale ja teraz nie mam chęci na zadawanie się z jakimkolwiek facetem - mruknęła i wzięła spory łyk płynnego miodu. Czuła, jak zaczyna rozgrzewać ją od środka.

Lily zorientowała się, że James w ogóle nie usłyszał tego, co powiedziała, bo był zajęty wgapianiem się w jakiś punkt za jej plecami i uśmiechał się zadziornie. Dziewczyny odwróciła się dyskretnie za ramię podążając za jego wzrokiem...

- Potter! Przyszedłeś tu ze mną porozmawiać czy kogoś poderwać? - syknęła z niezadowoloną miną. Gdziekolwiek by nie był zawsze wzbudzał zainteresowanie u jakiejś dziewczyny będącej akurat w zasięgu wzroku i nigdy nie rezygnował z okazji, żeby podesłać jej przynajmniej uśmiech lub zaczepne spojrzenie.

James spojrzał na nią przygryzając wargi, żeby się nie roześmiać.

- Evans, nie bądź zazdrosna, jestem tu cały dla ciebie.

- Nie jestem... och! Czy ty się kiedykolwiek peszysz swoim zachowaniem? - zapytała szczerze zainteresowana tym, co odpowie. Nie chciała tego przyznać, ale zachowanie Jamesa i jego przesadna śmiałość często wprawiała ją w zakłopotanie i nie czuła się przy nim zbyt komfortowo.

- Hmm, nie, raczej nie. - znowu się uśmiechnął. - Za to peszenie ciebie chyba dopiszę do listy moich ulubionych czynności.

Sączyli powoli swoje pitne miody i po paru luźniejszych tematach Lily postanowiła zapytać o coś, co ją dręczyło od feralnych zajęć Eliksirów.

- Wiesz już, co się dzieje z twoją mamą?

- Taak, tata mi wszystko obszernie opisał. Ogólnie moja mama jest pasjonatką różnych magicznych roślin. Wybrała się do jakiegoś egzotycznego sklepu, żeby zasadzić u nas w ogrodzie Figę abisyńską, zamiast ciągle dokupować ziarna na Pokątnej... okazało się, że obok za szklaną szybą stała pokazowa Jadowita tentakula... mama miała pecha, że udało jej się przebić łodygą przez jakaś małą wyrwę i ukąsiła ją. Od razu zabrali ją do kliniki świętego Munga i leży tam od środy. Chciałem przyjechać, ale tata powiedział, że i tak nas tam nie wpuszczą i mamy czekać, a poza tym mam zająć się nauką. W każdym razie już jest lepiej, prawdopodobnie już jutro ją wypuszczą, na szczęście tentakula był jeszcze młoda i nie wytwarzała dużo jadu. Pewnie niedługo się tam wybiorę w odwiedziny - twarz Jamesa spoważniała, ale widać było, że wspomnienie o tym, że jego mamie nic nie grozi sprawiło mu znaczną ulgę.

Lily pokiwała głową.

- To wspaniałe wieści. Z tego co słyszałam to jesteś bardzo zżyty z rodzicami.

- To prawda. Moi rodzice są w porządku, ale muszę przyznać, że doceniłem to w pełni dopiero wtedy, gdy Syriusz opowiedział mi o swoich - skrzywił się - wcześniej wydawało mi się, że moi rodzice są zupełnie normalni, a okazuje się, że można trafić naprawdę dużo dużo gorzej.

Lily pokiwała głową. Syriusz wspominał jej kilka razy o swoich rodzicach i ciągłych konfliktach wynikających z ich odmiennych poglądów.

- Niesamowite, że Syriusz pochodzi ze szlacheckiej rodziny. Panicz Black - roześmiali się oboje z tego absurdalnego połączenia słów.

- Na szczęście Syriusz nie dał sobie wyprać mózgu i nigdy nie wpoili mu tych żałosnych poglądów o czystej krwi - dodał James. - A ty? Jak to wygląda u ciebie?

Lily pokrótce opowiedziała mu o tym, że pochodzi z mugolskiej rodziny i ma starszą siostrę Petunię, która z zazdrości uprzykrza jej zawsze wakacyjne powroty do domu. Powiedziała też, że w dzieciństwie mieszkała w pobliżu Snape'a, dzięki któremu dowiedziała się, że jest czarownicą.

- Oh, to dlatego tak go za każdym razem broniłaś... - James skrzywił się nieco przypominając sobie wrzeszczącą Lily za każdym razem, gdy robili jakiś kawał Snape'owi. - Czemu się z nim w ogóle zadawałaś, on jest cały zafascynowany czarną magią - skrzywił się jeszcze bardziej.

- Znałam go od dzieciństwa, był moim przyjacielem. Nie sądziłam, że kiedyś się tym zainteresuje... myślałam, że mu to minie, w końcu przyjaźnił się czarownicą z mugolskiej rodziny. Moje nadzieje rozwiały się rok temu. Po tym, jak stanęłam w jego obronie - swoją drogą nadal uważam, że to co robiliście było okropne - nazwał mnie szlamą.

James słysząc tę obelgę poczuł, jak się w nim gotuje, ale skwitował wszystko tylko komentarzem "skończony idiota".

- Lepiej w takim razie, że wasze drogi się rozeszły.

Wbrew obawom Lily ciągle znajdowali jakieś tematy do rozmów i przesiedzieliby tam prawdopodobnie jeszcze dłużej, gdyby dziewczyna nie zorientowała się, że zaczęło się ściemniać. Szybko się ubrali i wkradli do piwnicy Miodowego Królestwa. Czekała ich jeszcze podróż przez ciemny tunel, ale Lily tym razem sama z siebie złapała go dla bezpieczeństwa pod ramię.

- A co myślisz o tej nowej dziewczynie? - zagadnęła.

- Hmm... bardzo ładna buzia, długie włosy, spore wcięcie w talii... - zaczął wymieniać przez co dostał od niej kuksańca w bok.

- Poważnie pytam. Chyba ma być z nami w dormitorium, bo jako jedyne mieszkamy tylko we dwie.

- Boisz się, że przeszkodzi wam w plotkowaniu na nasz temat? - nie przestawał żartować.

- Wygląda na miłą.

- To prawda. I chyba nawet wpadła w oko Syriuszowi.

- Niech on ją lepiej zostawi w spokoju - pokręciła głową.

- Wiesz, jaki jest Syriusz. Jutro mu się znudzi i znajdzie nowy obiekt zainteresowań.

- Bo ty niby jesteś taki w stały uczuciach? - odgryzła się.

- Pewnie w to nie uwierzysz, ale jestem.

Milczeli przez chwilę.

- Za każdym razem, gdy mówisz takie rzeczy to myślisz o tej samej dziewczynie? - zapytała w końcu. Kiwnął głową na potwierdzenie.

- Opowiesz coś więcej?

James zamyślił się.

- Po prostu byłem kiedyś z dziewczyną i nam nie wyszło. Krótka historia, nic specjalnego. - ale nagle jakby zmienił zdanie i zaczął mówić dalej - Diana, pewnie ją kojarzysz. Na początku zeszłego roku byliśmy nierozłączni.

- Ojej, faktycznie. Taka niska blondynka z krótkimi włosami  - była zdziwiona, że o tym zapomniała, ale rok temu nie zwracała na Jamesa większej uwagi. - Ona był rok młodsza, zgadza się?

Pokiwał głową. - Gdzie ona teraz jest?

- Wyjechała. Zmieniła szkołę na tą, z której teraz dołączyła do nas ta nowa.

- Dlaczego?

- Bardzo się posprzeczaliśmy i uznała, że nie chce mnie więcej widzieć. Uparłem się, że ja się nigdzie nie wybieram, więc wymyśliła jakąś wymówkę i uprosiła rodziców, żeby ją tam przenieśli.

- W takim razie to musiała być naprawdę jakaś olbrzymia kłótnia.

- Nawet sobie nie wyobrażasz. Nasz związek to był praktycznie ciąg jej histerii i kłótni przerywanych momentami spokoju i radości.

- I mimo tego brakuje ci jej?

- Tak mi się wydawało. Jak wyjechała to nie mogłem sobie znaleźć miejsca przez długi czas. W końcu w te wakacje spotkałem się z nią i... okazało się, że nic się nie zmieniło. Nie było za czym tęsknić.

Ostatnie kilka minut przeszli w ciszy, aż w końcu dotarli do wyjścia tuż przy posągu jednookiej wiedźmy.

- I jak oceniasz nasze spotkanie, Lily? - zapytał jak byli już tuż przed Pokojem Wspólnym.

- Powiedziałeś do mnie Lily. Chyba pierwszy raz w życiu.

- Och, faktycznie - zakłopotał się trochę. - To chyba znaczy, że dobrze nam poszło, co? Syriusz się ucieszy.

Uśmiechnęła się.

- Przyznaję, że nie było tak źle. Ale nie wiem, czy dużego udziału nie miał w tym grzany miód.

- "Nie było tak źle" - roześmiał się z jej słów - W takim razie może jeszcze kiedyś poproszę cię o przysługę, żeby móc się ponownie odwdzięczyć spotkaniem i spróbujemy tym razem bez miodu?

- Możemy zaryzykować - uśmiechnęła się i odwróciła w kierunku portretu Grubej Damy.

*

- No i jak było? - zapytał wyczekująco Syriusz od razu, gdy tylko James przekroczył próg ich dormitorium.

- W porządku - chłopak rzucił się na swoje łóżko.

- Długo was nie było - dodał Remus - robiliśmy zakłady kto kogo zamordował - cała trójka zachichotała.

- Ale tak poważnie Jim, dogadaliście się?

- Myślę, że tak - odparł po namyśle - ale wiesz co, miałeś rację. Nagle nie wiadomo skąd zaczyna się przy niej wszystko bezmyślnie paplać - skrzywił się na wspomnienie momentu, jak zaczął opowiadać Lily swoje bardzo prywatne przemyślenia na temat byłej dziewczyny.

- Prawda - zgodził się Syriusz - ale nie przejmuj się Rogaś, Lilka potrafi trzymać język za zębami.

*

- No i? - Amy również zaatakowała przyjaciółkę jeszcze w Pokoju Wspólnym, jak tylko James skierował się na górę.

- W porządku. Nic specjalnego się nie działo. Chodźmy do dormitorium to ci opowiem.

Amy skrzywiła się.

- No właśnie jest taki problem... zaraz jak poszłaś to zauważyłam, że ta nowa dziewczyna wnosi do nas walizki.

- I nie poszłaś do niej?

- Wolałam poczekać na ciebie - powiedziała Amy. - No mów, bo umieram z ciekawości!

Lily przedstawiła przyjaciółce mniej więcej co się działo i o czym rozmawiali. Pominęła tylko zgodnie z życzeniem Jamesa historię o pelerynie-niewidce, a mając przed oczami jego zakłopotany wzrok postanowiła też podarować Amy rewelacje o jego byłej dziewczynie.

Lily zachowała jeszcze jeden drobny fakt dla siebie - a mianowicie moment, w którym poczuła dziwne ciepło, gdy w końcu usłyszała w jego ustach swoje imię.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Netka Sidereum Graphics
x