Syriusz dąsał się lekko na Lupina przez kolejne dwa dni, odkąd dowiedział się, że ten umówił się na spotkanie z Kat, mimo że chłopak kilkanaście razy tłumaczył mu, że nie ma zamiaru robić nic więcej, niż pomóc jej w nadrobieniu zaległości.
- Łapa, ty to się już odczep od tego Remusa dobrze ci radzę - w końcu warknął na niego zirytowany całą sytuacją James. - Dobrze wiemy, że Kat w ogóle nie jest w twoim typie z charakteru, tylko ci się spodobał jej wygląd i zaraz ci to przejdzie - dopowiedział.
- Co chcesz powiedzieć, że jest dla mnie za mądra? - zirytował się Syriusz.
- Ta, na pewno więcej tematów znajdzie z Lupinem, a ty lepiej zajmij się tą swoją krzykliwą Krukonką, podobno biega po zamku i każdemu rozpowiada, że jesteście razem, o czym chyba akurat tobie zapomniała wspomnieć.
Syriusz skrzywił się na te słowa. Westchnął w końcu i powiedział:
- No dobra Lunio, macie moje błogosławieństwo! Uważaj, takie piękności zazwyczaj lubią...
- Ciszej - syknął Remus. Właśnie zbliżały się do nich Lily, Amy i obgadywana przed chwilą Kat.
Remus uśmiechnął się do niej, a ona natychmiast spłonęła rumieńcem. Chłopak nie chciał się przyznawać swoim kolegom, ale nie mógł się doczekać umówionych korepetycji, mimo że jednocześnie nie pamiętał, kiedy ostatnio był aż tak bardzo zestresowany.
Dziewczyny dosiadły się niedaleko nich i zaczęli rozmawiać o zbliżającej się lekcji transmutacji. Nieoczekiwanie do pokoju wpadła niska dziewczyna z burzą czarnych loków i z miną, jakby planowała kogoś zamordować. Rozejrzała się po pomieszczeniu i gdy jej wzrok skierował się w kierunku huncwotów szybko do nich podeszła.
- Black! - wrzasnęła.
- Liza?... Co ty tu robisz? Jak się tu dostałaś? - Syriusz z przerażoną miną wstał z fotela i stanął tak, jakby przygotowywał się do ucieczki.
- Jakiś chłopak wchodził przez Portret i przy okazji podał mi hasło! I jak sam widzisz nie wyrósł mu żaden ogon!! - zagrzmiała dziewczyna zaciskając pięści. Wyglądała, jakby za chwilę miała mu przyłożyć. Huncwoci wraz z Amy, Lily i Kat patrzyli się zdezorientowani na całą tę sytuację.
- Czemu komukolwiek miałyby wyrosnąć ogon? - zapytał w końcu Remus marszcząc czoło.
- Syriusz. Powiedział mi. Że nie mogę wchodzić do waszego Pokoju Wspólnego. Bo jak Gryfon poda osobie z innego domu hasło. To wyrośnie mu ogon!!! - Krukonka mimo starań i cedzenia wyrazów przez zaciśnięte zęby nie wytrzymała i ostatnie słowa prawie wywrzeszczała.
Na chwilę zapanowała cisza, którą przerwał James, który zaczął śmiać się tak bardzo, że prawie sturlał się z kanapy. Za to Syriusz aż cały zbladł.
- Liz, eee..., musieliśmy się źle zrozumieć... - zaczął się tłumaczyć, ale nie wiedział do końca jak wykaraskać się z tej sytuacji.
- Nie kłam! Nie chciałeś, żebym do ciebie przychodziła! A teraz co, przesiadujesz sobie tu z jakąś rudą wiedźmą!? - wskazała palcem oskarżycielsko w stronę Lily, która była najbliżej Syriusza.
- Hej, ale ani słowa na temat Lily! - Syriusz odparło ostro.
Liza wyglądała, jakby miała za chwilę wybuchnąć.
- Och! Świetnie! Świetnie, żegnaj w takim razie! Mam tego dość! - dziewczyna odwróciła się na pięcie i wyszła energicznym krokiem z pomieszczenia.
James prawie dusił się ze śmiechu, musiał zdjąć okulary, bo do oczu napłynęły mu łzy.
- No ładnie Łapo, nieźle to sobie to wymyśliłeś. Czemu akurat ogon? - zapytał retorycznie uspokajając się trochę.
Lily dla odmiany spojrzała na Syriusza zdegustowana.
- No co? - mruknął do niej zanim zdążyła się odezwać - Ona jest jak rzep, ciągle chce ze mną łazić, a ja potrzebuję trochę czasu dla siebie - próbował się wybronić.
- No to może jej to powiedz, zamiast wymyślać jakieś idiotyczne i nieistniejące przypadłości?
- Eh, ja tu staję w twojej obronie, a ty się jeszcze czepiasz.
- Doceniam to Łapo, ale żadna dziewczyna nie będzie zadowolona, jeśli będziesz mnie stawiał wyżej od niej - przysunęła się do niego z uśmiechem i przytuliła przyjacielsko do jego ręki. - A poza tym nie powiedziała nic, co byłoby kłamstwem. W sumie to jestem rudą wiedźmą. - stwierdziła wzruszając ramionami, na co cała reszta zareagowała śmiechem. - Lepiej idź to wyjaśnić. - dodała jeszcze.
Syriusz niechętnie kiwnął głową, potargał jej włosy na odchodne i ruszył za Krukonką mamrocząc coś po drodze, że mógł wymyślić coś bardziej rozsądnego niż ogon.
Lily zajęła jego miejsce w fotelu. Nie zauważyła, że całej sytuacji dokładnie przyglądał się James.
- Nigdy nie miałem przyjaciółki dziewczyny - stwierdził nagle. - Jak was razem widzę to dochodzę do wniosku, że to może być całkiem fajne - wyznał.
Lily wyszczerzyła się do niego tak jak to on miał zawsze w zwyczaju i powiedziała:
- Krok pierwszy: nie podchodź do każdej dziewczyny z myślą, że w ciągu pół godziny będziesz się z nią całował.
James przewrócił oczami.
- Pół godziny to trochę za długo - tym razem to on się do niej wyszczerzył.
- Ale tak poza tym - Lily zignorowała jego uwagę - to jesteś na całkiem dobrej drodze, żeby dołączyć do zaszczytnego grona moich przyjaciół.
James uśmiechnął się, gdy zrozumiał, że zacytowała słowa z jego listu.
- A jakie są wymagania, żeby się do tego grona dostać? - zapytał.
- Może zacznij od nierobienia publicznych wystąpień ze mną w roli głównej, a z resztą jakoś sobie poradzimy - odparła.
Amy z Kate siedzące niedaleko spojrzały na siebie porozumiewawczo i postanowiły bardzo powoli i niezauważalnie się wycofać, żeby tamci mogli zostać sami.
- Widzę, że przeczytałaś mój list? - wrócił do tematu.
- Tak. Był całkiem miły jak na ciebie.
- Jak chcę to potrafię być bardzo miły, Lily.
- To może zechciej? Nawet cię wtedy lubię - Lily robiła co się dało, żeby nie patrzeć teraz prosto w jego oczy, niestety on nie miał z tym żadnego problemu i patrzył na nią prawie nie mrugając.
- Postaram się to zrobić, ale z bólem serca, bo zawstydzona wyglądasz naprawdę uroczo. O na przykład teraz - roześmiał się widząc, że dziewczyna właśnie lekko się rumieni.
Lily już chciała się odgryźć, ale nagle zauważyła coś niepokojącego. Pod jego obojczykiem znajdowała się dziwna rana, jakby niezagojone długie i głębokie rozcięcie.
- Co ci się stało? - zapytała z niepokojem w głosie.
- Co...? Och... - zreflektował się o co chodzi i podciągnął szybko wyżej koszulkę, żeby zakryć ranę - To nic takiego. Za mocno zahamowałem na treningu i eee.. no taki efekt...
- Na treningu? To dziwne miejsce jak na upadek z miotły. Poza tym to wygląda, jak rozcięcie tępym narzędziem. Albo jakby zaatakowało cię jakieś zwierzę.
James był wyraźnie zmieszany. Odchrząknął i poczuł zdenerwowanie, że nie jest w stanie wymyślić na poczekaniu niczego sensownego.
- To nic takiego, naprawdę, nie przejmuj się tym - wysilił się na uśmiech ale zauważył po jej minie, że to nie pomogło. - Niedługo się wygoi, a ja może lepiej sprawdzę, czy to Syriusz nie został zaatakowany i to przez rozszalałą Krukonkę - nieskutecznie próbował ją rozbawić i wstał szybko, żeby uniknąć kolejnych dociekliwych pytań dziewczyny.
*
Remus stanął przed lustrem i wziął głęboki oddech. Zaraz miał pójść do biblioteki na umówione spotkanie, ale nogi miał jak z waty. Czuł się zawstydzony swoją reakcją, nie sądził, żeby mógł w jakimkolwiek stopniu podobać się Kat, więc tym bardziej nie chciał przed nią wypaść głupio. Weź się w garść. To tylko dziewczyna. - powiedział sam do siebie, zabrał potrzebne książki i ruszył do drzwi.
Gdy wszedł do biblioteki Kat już na niego czekała. Podszedł cicho w jej kierunku, a ona spojrzała w jego stronę. Czarna grzywka lekko zakrywała jej oczy. Uśmiechnęła się i wskazała mu miejsce obok siebie.
- Dzień dobry panie profesorze. Czekam na nową dawkę wiedzy - roześmiała się.
- Proszę słuchać uważnie i w razie jakichś wątpliwości zadawać pytania przez podniesienie ręki - podłapał natychmiastowo i oboje parsknęli śmiechem.
- No dobrze Kat. To może zacznijmy od tego, co zdążyłaś przerobić w Beauxbatons?
Kat zaczęła opowiadać i Remus stwierdził, że faktycznie ma sporo zaległości. Podjął decyzję, że najpierw zacznie od najpilniejszych tematów, za które uważał Czerwone Kapturki i Wodniki Kappa. Sięgnął po materiały, które wcześniej pilnie przygotowywał, odchrząknął rzeczowo i zaczął opowiadać. Po krótkiej chwili poczuł, że jest w swoim żywiole. Zaczął spokojnie objaśniać jej czym zajmowali się podczas zajęć i jak są one przeprowadzane, nie chciał, żeby nic jej umknęło. W pewnym momencie swojego monologu zreflektował się, że mówi od parunastu minut bez przerwy, ale z ulgą zauważył, że dziewczyna słucha go z uwagą i skrzętnie zapisuje notatki. Później zaczęła dociekać o różne fakty i zadawać trafne pytania, przez co Remus już całkowicie się wyluzował. Godzina nauki zleciała im nadzwyczaj szybko.
- No... wygląda na to, że omówiliśmy wszystko, co na dziś przygotowałem.
- Mówisz wszystko z taką pasją, że to była sama przyjemność. I wygląda na to, że wiesz więcej niż mój nauczyciel z Beauxbatons - roześmiała się, a Remus lekko się zarumienił słysząc ten komplement.
- Kiedy następna lekcja? - dopytała.
- Może będziemy spotykać się tutaj co tydzień? - zaproponował.
- W porządku - odparła Kat, ale w głowie przemknęła jej myśl, że tydzień to stanowczo za długo.
Zapadła dłuższa cisza, więc dziewczyna zaczęła powoli zbierać swoje rzeczy ze stolika. Remus znowu poczuł się spięty i zaczął gorączkowo myśleć, co zrobić, żeby przedłużyć ich spotkanie chociaż o chwilę.
- Kat... - zaczął - w sumie to zastanawia mnie jedna rzecz.
Dziewczyna przerwała pakowanie i spojrzała na niego wyczekująco.
- Nie wspominałaś chyba jeszcze, czemu tak w ogóle przeniosłaś się do Hogwartu?
Dziewczyna znieruchomiała na chwilę i za bardzo nie ukrywała swojego zakłopotania tym pytaniem.
- To znaczy... jeśli nie chcesz to oczywiście nie musisz mi mówić - dodał szybko chłopak rugając się w myślach za to wścibskie pytanie.
- Nie, nie, w porządku - Kat w końcu odetchnęła i poprawiła na krześle. - Po prostu nie chcę, żebyś uznał, że coś ze mną nie tak, przynajmniej nie na pierwszym spotkaniu - roześmiała się, ale z wyczuwalnym w głosie smutkiem.
- Raczej nie ma na to szans - szepnął Remus trochę bardziej do siebie, a przez myśl przemknęło mu, że jego historia na pewno spowodowałby, że Kat uciekłaby teraz z krzykiem z biblioteki.
- W Beauxbatons panuje spory rygor - zaczęła w końcu dziewczyna nie patrząc na niego - Mają tam dosyć mocne zasady i na każdym kroku czuć rywalizację, nie tylko pomiędzy domami, ale tak naprawdę pomiędzy wszystkimi uczniami, nawet tymi, którzy razem mieszkają. Poza nauką magii duży nacisk kładzie się tam też na rozwój artystyczny - ja na przykład wybrałam sobie dwa dodatkowe przedmioty, czyli malarstwo i taniec. No i w pewnym momencie trochę mi odbiło... - tu zrobiła krótką pauzę - Po prostu zawsze starałam się uczyć wszystkiego najlepiej, jak tylko mogłam i w pewnym momencie wzięłam sobie za dużo na głowę - spojrzała na niego przelotnie, żeby zobaczyć jego reakcję, ale chłopak kiwnął głową zachęcając ją, by mówiła dalej.
- W końcu przesadziłam, uczyłam się praktycznie non stop całe dnie, a w nocy ćwiczyłam układy taneczne i nadrabiałam zaległe prace na malarstwo. Praktycznie nie spałam, nie jadłam... podczas ostatniego semestru zemdlałam podczas zajęć. Po raz trzeci w tym samym tygodniu. Jak mama przyjechała mnie odwiedzić to się rozpłakała... Wyglądałam jak śmierć, sama skóra i kości, byłam naprawdę przemęczona i mój organizm zaczął odmawiać mi posłuszeństwa. Musiałam spędzić trochę czasu w szpitalu, żeby wrócić do siebie, a i tak jedyne o czym myślałam to zaległości, których sobie narobię. No i w końcu mama orzekła, że nie pozwoli mi tam spędzać ani chwili dużej i natychmiast mam się przenieść gdzie indziej albo całkiem zabroni mi się uczyć. Padło na Hogwart - Kat w końcu spojrzała na niego. Przygryzła wargę w niepewności czekając na jego reakcję. Remus spojrzał na nią ze szczerym współczuciem.
- Tutaj na pewno będzie ci lepiej - szepnął z ciepłym uśmiechem, żeby podnieść ją na duchu - Wspieramy się nawzajem i na pewno nie będziesz musiała z nikim rywalizować.
- Tak, już to zauważyłam - jej twarz się rozpogodziła. - Jestem tu tylko parę tygodni, a już czuje się lepiej niż kiedykolwiek przez te całe lata w Beauxbatons. Tylko mam prośbę... na razie nie mów o tym dziewczynom, w porządku? Chcę im sama wszystko opowiedzieć.
- Jasne, Kat. Nic im nie powiem, masz moje słowo.
Dziewczyna uśmiechnęła się z wdzięcznością.
- To, co widzimy się za tydzień? - zapytała.
- W tym samym miejscu i o tej samej porze - odparł chłopak.
Wstali oboje w tym samym czasie, popatrzyli się na siebie trochę niezręcznie i Kat coraz bardziej czerwona na twarzy w końcu kiwnęła głową na pożegnanie, ominęła go i skierowała się do Pokoju Wspólnego.
*
Lily i Amy wraz z Kat siedziały po ciemku na łóżkach i wysłuchiwały jej historii z korepetycji. Amy nie ukrywała swojego rozczarowania faktem, że ich spotkanie naprawdę polegało głównie na nauce i rozmowach o szkole.
- Jeśli to poprawi ci humor - odważyła się w końcu powiedzieć Kat - to Remus aspiruje na mojego ulubionego nauczyciela ze wszystkich jakich znam. A już na pewno najprzystojniejszego.
Wszystkie trzy dziewczyny zachichotały.
*
Remus wrócił do pokoju Gryfonów nieświadomie lekko podskakując co kilka kroków. Postanowił trochę opanować swoją wesołą mimikę, gdy napotkał Jamesa, ale średnio mu to wyszło.
- Ale jesteś rozanielony Luniaczku - roześmiał się jego przyjaciel. - Lekcja chyba się udała, co?
- Nawet nie wiesz jak. Ale no... nic się nie działo, uczyliśmy się tylko - wytłumaczył się od razu Remus, który był jak zwykle mało wylewny przy opowiadaniu o swoich uczuciach.
- Spokojnie, spokojnie, to dopiero pierwsza randko-lekcja - uśmiechnął się James.
Remus odwzajemnił uśmiech i zaraz dodał:
- Nie mów nic Łapie, dobra? Zaraz będzie robił aferę i wszystko rozdmucha, wiesz jak on ma.
- Będę trzymał język za zębami. Nic się nie martw. - James udał, że zamyka sobie usta na suwak. Przy tym ruchu koszulka lekko odsłoniła jego ranę pod obojczykiem.
Remus stanął jak wryty i jego cały entuzjazm w sekundę wyparował.
- Co to jest. - jego słowa nie brzmiały jak pytanie.
- Nic - odparł chłopak i szybko poprawił koszulkę.
- James. - Remus czuł narastającą panikę i wściekłość, ale ten nic mu nie odpowiedział.
- James, czy ja ci to zrobiłem? - dopytywał natarczywie.
- Nic mi nie jest Remus. Nie przejmuj się tym, proszę cię - szepnął James zrezygnowanym głosem.
- Czemu nic mi nie powiedziałeś?!
- A po co miałbym? Jestem cały i zdrowy. Zaraz się zagoi. Poza tym przecież to było niechcący.
Remus zacisnął pięści z wściekłości.
- Nie, to się musi skończyć - warknął, odwrócił się i szybkim krokiem podążył w stronę wyjścia. Poczuł, ze musi natychmiast wyjść na świeże powietrze i zebrać myśli.
- Remus! - krzyknął za nim James i przez chwilę chciał pobiec zatrzymać przyjaciela, ale wiedział, że w tej sytuacji trzeba go pozostawić samego i poczekać aż się przynajmniej trochę uspokoi.
Remus dobiegł do pierwszej ławki, jaką zobaczył, oparł się o nią mocno i boleśnie rękami i ciężko oddychał. W jego głowie kłębiło się milion myśli na raz. Co ty sobie wyobrażasz? Nie dość, że narażasz swoich przyjaciół każdego miesiąca, to teraz widocznie rzuciłeś się na Jamesa i mogłeś zrobić mu krzywdę... A spotykanie się z Kat? I robienie sobie nadziei, że się tobą zainteresuje? Nawet jeśli to jak mógłbyś w to brnąć wiedząc, że jest przy tobie w ciągłym niebezpieczeństwie, którego nawet nie jest świadoma? Uderzył z całym sił rękami w oparcie ławki i syknął z bólu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz